wtorek, 4 sierpnia 2015

♦ Rozdział 8 ♦

Tym kimś był Severus Snape.
-Aaaaaaauć! - krzyknęłam. Czułam palący ból na brzuchu oraz klatce piersiowej.
- Granger ty kretynko! - wrzasnął Snape.
- Boli! - jękłam.
- Co się dziwisz jak chodzisz nie umiesz! - warknął.
- Hermiona!? O jeny! Bardzo Cię boli?! - zawołał Draco, podbiegł do mnie i przytulił delikatnie.
- Boli.. Strasznie.. - wyjąkałam.
- Co ty jej zrobiłeś?! - krzyknął Draco.
- Nic. Nie moja wina, że chodzić nie potrafi. - warknął.
- Idź do siebie. Zabieram ją do siebie i wyleczę jej oparzenia. - warknął Snape.
Poczułam, że ktoś bierze mnie na ręce, to nie był Draco te ręce były masywne, lecz delikatne. Nie tych rąk teraz potrzebowałam. Chciałam rąk Draco.. Mojego Draco.. A nie Snape'a.. chociaż on też mógł być.. Chociaż nie był to poważny wypadek, ból po obszernym oparzeniu nadal mnie boli i nie mam już siły.
- Hermiono, poleż tu trochę, dobrze? Wezmę potrzebne eliksiry i zaraz wracam. - powiedział z żalem.
- Dobrze.. - wyszeptałam.
Po paru minutach przyszedł Snape. Z buteleczkami różnej wielkości w rękach.
- Hermiono, musisz zdjąć bluzkę oraz biustonosz abym mógł opatrzeć rany i oparzenia.
- Co? Nie!-
- Nie bądź dziecinna!- warknął poirytowany.
- Nigdy, jak pan chce to pan sam musi mnie zmusić.
-Sama tego chciałaś. - podszedł do mnie i jednym ruchem ręki zerwał bluzkę a  drugim biustonosz.
- Co pan? -
- Sama kazałaś.
Nie zwracał na mnie uwagi, gdy jęczałam. Po kolei otwierał różne buteleczki i zaczął wsmarowywać je najpierw w rany utworzonych przez odłamki szkła na moich dłoniach oraz policzkach. Poczułam delikatne szczypanie, a potem chłód w tych miejscach. Zawartość największej buteleczki rozsmarował sobie na dłoni i zaczął masować mi brzuch.
- To śmierdzi. - powiedziałam.
- Było nie chodzić do chłopaków z gorącym napojem. - warknął.
- Pf.. - prychnęłam.
- A co panu zależy na tym z kim się spotykam? - zapytałam.
- Oh, nawet nie wiesz jak dużo mam powodów. A teraz ucisz się. - powiedział.
- Jasne.. - mruknęłam.
Snape zaczął przesuwać ręce wyżej i wylądowały na moich piersiach. Widziałam jak spogląda na moje ciało.
- Ee.. - zaczęłam ale nie wiedziałam co powiedzieć. Masował jeszcze chwilę moje piersi i poprostu wyszedł. Nie wiedziałam co robić. Chciałam wstać ale gdy tylko podniosłam głowę do góry zaczęła mnie strasznie boleć. Na pewno uderzyłam mocno w podłogę.
Zaraz po tym wszedł niosąc jakiś materiał.
- Zaraz przeniosę cię na moją kanapę, musisz spędzić tutaj noc aby twoje blizny zniknęły. - powiedział.
- Dobrze - odpowiedziałam, po czym wziął mnie na ręce, zarzuciłam mu swoje ramiona wokół szyi i wtuliłam swoją twarz w jego szatę, nie wiedziałam czemu to zrobiłam, może dlatego, że było mi wstyd, ze jestem pół naga. Położył mnie na swojej kanapie i położył na mnie materiał.
- Materiał jest nasączony eliksirem usuwającym wszelkie blizny. Jutro nie będziesz mieć żadnej blizny. - powiedział i usiadł w fotelu koło kominka. Przywołał jakąś książkę i zaczął czytać. Po 10 minutach odezwał się.
- Nie gap się tak Granger, bo ci oczy wylecą. - powiedział chłodno.
- Nie gapie się! Tylko patrzę.  - oburzyłam się.
- Mhm.. To się nie patrz, bo źle skończysz. - warknął.
- Bo się boje! - krzyknęłam.
- Granger, nie zapominaj kim jestem.
- Jasne, psorze.
- Panie profesorze. - powiedział.
- Jest mi zimno! - zaczęłam jęczeć.
- Granger... Marudo! Masz koc. - wstał i otulił mnie jakimś starym śmierdzącym kocem.
- Fuuuuuu! To śmierdzi! -
- Granger. - warknął i machnął różdżką i teraz otulał mnie puchaty biały kocyk, który pachniał skoszoną trawą, pergaminem i pastą do zębów.
-Dziękuję- powiedziałam z rozkoszą.
Pomyślałam, że porozmawiam o tej rozmowie w domu Draco.
- Panie profesorze, możemy porozmawiać o.. Pana rozmowie z Draco, wtedy co pan u niego był? - zapytałam.
- Co słyszałaś z tej rozmowy? - warknął.
- "-Wszystko poszło bez problemu? -
-Tak, siedzi u góry i siedzi w książkach, szlama...
-Uważaj co mówisz. -
-Bo co? - .
-Bo robisz to dla mnie i dzięki mnie masz Wybitne z eliksirów.
- Profesorek się zakochał.-
- Zamknij się. -
" potem weszłam ja po sowę.
Czemu nazwał mnie szlamą, a pan mnie obronił?
Co poszło bez problemu?
Czy to prawda, że pan mnie kocha? - wypaplałam, nie myśląc o konsekwencjach tej rozmowy.
- Pierwsze pytanie. Jesteś szlamą, więc co się dziwisz? A czemu cię obroniłem? Nie popieram używania takich słów.
-Ale..
- Nie przerywaj. - warknął.
- Na drugie pytanie Ci nie odpowiem.
- Ale..
- Nie przerywaj mi, Granger. - warknął - znowu.
- Po trzecie. Nawet jeśli, to co?- prychnął i odszedł.
W głowie kłębiło mi się tysiące myśli, ale jedna sprawa szczególnie nie dawała a dokładnie:
" Czy Severus Snape, postrach Hogwartu, znienawidzony przez wszystkich uczniów naprawdę mnie kocha? To chore."
Zmęczona myślami i bólem po chwili zasnęłam, pomyślałam tylko
"No i przedobrzyłam czarujący kakao aby było gorętsze niż powinno" - zasnęłam.
Obudziło mnie bliskie spotkanie z podłogą i śmiech Snape'a. Nie był to  udawany śmiech, taki jak używa do niektórych kiepskich żartów dyrektora.
- Czego się śmiejesz?! - warknęłam na co on odpowiedział śmiechem.
- Prze.. Prze.. Hah.. Przejrzy... Przejrzyj.. Haha... Si.. Si.. Hah... Się.. W... Hah...lustrze..hahahaha - wyjąkał przez śmiech.
- Co się jąkasz? - warknęłam i poszłam do jego prywatnej łazienki.
Gdy spojrzałam w lustro przestraszyłam się samej siebie! Włosy miałam rozczochrane i w puchu. Na piersiach i brzuchu miałam jakąś ciapę i majtki.
Wyglądałam jak potwór.
Wyszłam z łazienki.
- Gdzie moja spódniczka? - warknęłam.
- Nie wiem, zgubiłem. Hahah-
- HA HA HA. - zadrwiłam i weszłam z powrotem do łazienki. Nalałam do wanny wody. Wykąpałam się i wysuszyłam za pomocą magi. Zarzuciłam na siebie puchaty koc i weszłam do salonu.
- Chciałabym odzyskać swoje ciuchy, jak ich pan nie ma to niech pan mi da swoje ubrania. - powiedziałam i rozsiadłam się w jego fotelu przy kominku.
Prychnął i zniknął w swojej sypialni.
Po paru minutach wrócił i rzucił we mnie swoimi ciuchami.
-Dziękuję. - powiedziałam i zniknęłam w łazience. Snape pożyczył mi dresy, koszulkę i bluzę oczywiście wszystko w kolorze czarnym.
Po 5 minutach wyszłam z łazienki i otulił mnie zapach pysznego jedzenia.
- Siadaj, zjesz coś. - powiedział.
- Dziękuję.
Zjadłam jajecznicę, owsiankę i wypiłam herbatę.
- Dziękuję, że pan mi usunął opuchliznę i blizny po oparzeniu.
- Nie ma za co. Jak ty to zrobiłaś, że oparzyłaś się 4 kubkami kakao?
- Zaczarowałam je.. - zarumieniłam się.
- Zaczarowałaś?
- No tak.. Jest zaklęcie, które podgrzewa napój, żeby był strasznie gorący..
- No tak.. Panna Wiem-Wszytko nie przeczytała czym grozi zetknięcie się z tym zaklęciem.
- Przepraszam. - mruknęłam.
- Panie profesorze, a co do wczorajszej rozmowy, powiedział pan, że nawet jeśli pan mnie kocha to co. To prawda?-
- Nie twoja sprawa. Wracaj do siebie. Żegnam.
- Ale..
- Żadnego ale. Do widzenia.
- Do widzenia. - odpowiedziałam i odeszłam.
Poszłam do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Znałam hasło więc weszłam, nie było Go, więc skierowałam się do sypialni.
Też go nie było, ale się zdziwiłam.
- Hej Crabe, hej Goyle. Wiecie gdzie jest Draco? -
- Nie.. - powiedział Goyle.
- Chyba poszedł do skrzydła Szpitalnego. Poszedł cię odwiedzić. A jak się czujesz? -
- Już dobrze, dziękuję. Do zobaczenia. - powiedziałam i wyszłam.
Skierowałam się do Skrzydła.
- Jak to jej tu nie ma? Przecież wczoraj strasznie się oparzyła! Profesor Snape ją zabrał. - usłyszałam głos Draco, odrazu popędziłam do niego.
- Draco, szukałam cię! Dzień Dobry!- wydyszałam.
- O Hermiona! - zawołał uradowany Malfoy. Nie zachowywał się tak jak podczas rozmowy ze Snape'em. Jego szczerość była... Prawdziwa.
- Hermiona, pokaż tu się no! W czyich ty jesteś ciuchach? -
-Ee.. Profesora Snape'a.. Wyleczył moje oparzenia.. A ciuchy.. Ee.. Zniknęły.. - byłam zażenowana, tym, że nie miałam przy nim ubrań. Pani chyba też to wyczuła.
- No dobrze, dobrze.. Pokaż miejsca gdzie były oparzenia. Zdjęłam koszulkę i wskazałam brzuch, klatkę piersiową, szyję i policzki.
- Pan profesor odwalił kawał dobrej roboty. - powiedziała oglądając moje ciało. Pozwoliła mi się ubrać.
- Możecie iść kochaneczki. - powiedziała i puściła mi oczko.
Zaśmiałam się pod nosem i złapałam mojego chłopaka za rękę. " mojego chłopaka " jak to świetnie brzmi. Znów się zaśmiałam.
- A co ty taka szczęśliwa? -
- A, bo fajnie nazywać "mój chłopak" - znów się zaśmiałam.
- Oj Miona, Miona.. - zaśmiał się.
- A i nie wytłumaczyłeś mi nigdy skąd wiesz, że mówią na mnie Miona?-
- Ee... No od dobrego znajomego.. A jak się czujesz? -
- Dobrze, dziękuję.- wiedziałam, że coś ukrywa.
- A wiesz, bo... Ja chciałam z Tobą porozmawiać.. Poważnie.. Możemy iść na Szkolne Błonia?-
- Ee.. Jasne.. -
Po kilkunastu minutach siedzieliśmy już pod moim ulubionym drzewem.
- A więc, o czym chciałabyś rozmawiać?-
- No.. Jak byłam u ciebie, to... Słyszałam pewną rozmowę, z niej dowiedziałam się, że coś poszło bez problemu, ty nazwałeś mnie szlamą, a Snape'a osądziłeś o miłość do mnie. Wytłumaczysz mi to?-
- Hm.. Tak.. Zakochałem się w tobie na zakończeniu roku, całe wakacje o tobie myślałem, postanowiłem napisać, Snape jak tylko się o tym dowiedział kazał mi się od ciebie odczepić. Był wściekły.. Myślał, że powiedziałem Ci o powrocie do domu. Podejrzewał coś, więc na odczepnego powiedziałem mu to co słyszałaś, chyba nie uwierzył i wymyślił sobie korepetycje z Eliksirów... Aby nas pilnować.. -
- To prawda?- zapytałam.
- Tak..- powiedział przytulając się do mnie i całując mnie w szyję.
- O Draco, zupełnie wyleciało mi z głowy! Dziękuję za prezent. -
-Jaki prezent? Nie dawałem ci nic, narazie.
-To kto mi to dał?
- Nie wiem, a co dostałaś -
- Diadem..
- Hm.. Nie mam pojęcia.
- Chodź po chłopaków i idziemy do Snape'a. Jeszcze tylko 2 dni i koniec korepetycji.-
- Na reszcie.-
Poszliśmy do PW po Crabe'a i Goyle'a i sterowaliśmy się do klasy.
Zapukaliśmy i gdy usłyszeliśmy ciche "proszę" weszliśmy.
- Siadać. Dzisiaj wasza trójka robi eliksiry, których uczyła was Granger. Natomiast ty. Idziesz do Hagrida. Powie ci ci masz robić. - powiedział.
- Podzielicie wszystkie składniki na kupki, potem róbcie wszytko dokładnie. - zdążyłam szepnąć do nich, bo Snape podszedł do mnie, złapał za ramię i wyprowadził.
Wyszłam z lochów i poszłam do chatki gajowego.
- O, witaj Hermiono! Gotowa do wyjścia? - zapytał wesoły.
- Do wyjścia gdzie? - zapytałam zaskoczona.

1 komentarz: