wtorek, 25 sierpnia 2015

♦ Rozdział 14 ♦

- Hermiona! Zaczekaj!- - to był mój przyjaciel Ron.
- Co?- zapytałam oschle.
- Możemy porozmawiać?-
- Zostawiam Was samych.. - szepnęła Ginny i poszła do Wielkiej Sali.
- Coś ważnego?-
- Tak.. Bo ja chciałem cię przeprosić.. Nie powinienem wtrącać się w to co jest między tobą a Draco..
- Nic między nie ma. A teraz idę na kolacje. Pa.- powiedziałam i chciałam odejść.
- Nie jesteście razem? - zapytał zdziwiony.
- Nie Ronaldzie, mam zamiar dzisiaj z nim zerwać i przypominam Ci, że przed chwilą mnie przepraszałeś, a teraz robisz to samo.
- Przepraszam, już nie będę.. Wybaczysz mi?- powiedział skruszony swoim zachowaniem.
- Wybaczam, a teraz chodź, bo ja naprawdę jestem głodna.
- Jasne Herm. - powiedział widocznie weselszy.
Śmiejąc się i wesoło rozmawiając doszliśmy na kolację.
- Pogodzeni?- zapytała rudowłosa, widząc nas razem.
- Tak. - odpowiedzieliśmy.
- A gdzie Harry?- zapytała Ginny, widocznie zaciekawiona.
- Miał przyjść zaraz po mnie.- odpowiedział.
- O wilku mowa. - powiedziałam i wskazałam głową na wejście do Sali.
 - Część wszystkim!- przywitał się chłopak, siadając koło nas.
- Cześć.- mruknęłam tylko, gdy inni z entuzjazmem go powitali.
- Hermiona, jesteś zła?-
- Tak.- prychnęłam.
- Przepraszam, nie do końca wiem co ci zrobiłem, ale...
- Nie kończ. To, że chcieliście się pobić Ty.- puknęłam go palcem w klatkę piersiową.
- Ty.- wskazałam dłonią na rudowłosego.
- I Draco. To nic? Dobre mi sobie.
A teraz wybaczcie, ale muszę porozmawiać z Zabinim.- z ostatnim zdaniem, zwróciłam się do Ginny i Rona.
-Widzimy się wieczorem.- powiedziała ruda, na co ja odpowiedziałam tylko uśmiechem i skierowałam się do stołu Ślizgonów.
- Cześć kochanie.- przywitał się ze mną Draco, widząc, że koło niego przechodzę. Gdybym miała wzrok bazyliszka, ten blondasek już leżałby trupem.
- Cześć, Blaise.
- Cześć, mała.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam się i posłałam mu uśmiech, jeśli ten grymas można było nazwać uśmiechem.
- Jasne.- pożegnał się z przyjaciółmi i poszliśmy wspólnie na spacer po błoniach.
- Co jest?- zapytał.
- Wiesz, mojej przyjaciółce bardzo podoba się mój makijaż.. I ona, się pyta, znaczy... To ja się pytam czy mógłbyś ją pomalować na tego roczny bal..- powiedziałam trochę zawile, ale na szczęście Blaise mnie zrozumiał.
- Tą rudą piękność od Weasley'ów? - zapytał zaciekawiony.
- Dokładnie. - odparłam z uśmiechem.
- Hm.. A ty?-
- Co ja?- zapytałam zdezorientowana.
- No.. Czy ciebie pomalować na bal..
- Wiesz.. Ginny uparła się, że mam iść.. Ale ja po pierwsze: nie chcę. Po drugie: nie mam z kim. Po trzecie: Nie mam zamiaru gapić się na tę blond gębę.- zaczęłam wyliczać na palcach.
- Czyli ciebie też.- zaczął Blaise i widocznie się zamyślił.
- Zabini.- powiedziałam nad wymiar spokojnie, dając mu pstryczka w nos.
- Ałła.. Nie musiałaś mnie bić..- powiedział udając obrażone dziecko.
- Blaise.. Ty i Ginny powinniście się poznać. Jak dwie krople wody w sprawie zmuszania mnie do czegoś czego nie chce.
- Blaise Zabini, do usług.- powiedział, kłaniając się teatralnie. Na co ja wybuchłam śmiechem.
- A Blaise! Przypomniało mi się coś.
Skąd ty potrafisz tak malować?
- No.. Wiesz, spędziło się kilka tygodni z moimi kuzynkami.. - zaczął Blaise, po czym udał, że rozgląda się czy ktoś podsłuchuje.
- Tapeciary.- szepnął.
Rozejrzałam się i powiedziałam szeptem:
- Na szczęście my takie nie jesteśmy.
Na co zareagowaliśmy atakiem niepohamowanego śmiechu.
- Patrz, to sowa. Chyba leci do nas.- powiedział, wskazując na szkolną sowę.
- Ciekawe od kogo.- powiedziałam zaciekawiona, odwiązując liścik od nóżki sowy, która przysiadła na głowie Blaise'a.
- Od kogo to?- zapytał odganiając sowę.
- Od Snape'a.- odpowiedziałam.
- A co on chciał?
- Mam szlaban. Dzisiaj o 20.00-
- Ty? Szlaban? W pierwszy dzień szkoły?!-
- Taak.. Długo by opowiadać..- powiedziałam zamyślona.
- Mamy jeszcze czas, mów.- powiedział widocznie zaciekawiony.
- Nie mamy.- odpowiedziałam i puściłam się biegiem do szkoły.
Musiałam ubłagać Snape'a, aby dzisiaj mi odpuścił. Musiałam zerwać z Malfoy'em.
- Hermiona!? Co jest?- wydyszał chłopak, gdy w końcu mnie dogonił.
- Musze zerwać z Draco. Idę do Snape'a.
- A co ma do tego nietoperz?- zapytał zdziwiony.
- Szlaban.. On musi dzisiaj odwołać.-
- Aaa, dobra pomogę ci ze Snape'm.
- Dzięki.
-Chodź do lochów.- wydyszał Blaise, gdy dotarliśmy do wejścia.
Po schodach puściliśmy się biegiem.
Zapukałam do drzwi i weszliśmy do środka.
- Nie wiecie, że czeka się  aż zostanie się zaproszenie.
- Następnym razem, psorze. Mógłby pan odwołać dzisiejszy szlaban? -powiedziałam na jednym wydechu.
- Nie.- odpowiedział.
- Ale...- zaczęłam.
- Ja za nią odrobię panie profesorze.- powiedział Blaise.
- Jak jesteś taki chętny, to będziesz miał szlaban z Granger przez cały tydzień.- uśmiechnął się tak, że miałam ochotę przywalić mu w tą gębę.
- Tu chodzi o Draco. Zrobił coś, co nie będę mu w stanie wybaczyć i będzie to nasz koniec. -wypaliłam.
- Można było tak od razu, chętnie bym popatrzył na ten teatrzyk,  ale muszę pognębić nowych Gryffonów.
- To znaczy, że mogę dzisiaj nie przyjść?- zapytałam, dla upewnienia się czy Snape nie żartował.
- Tak, ale Zabini i tak będziesz przychodził.- powiedział z kpiarskim uśmiechem, patrząc na Blaise'a.
- A teraz do widzenia.- dokończył tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Do widzenia.- pożegnaliśmy się i wyszliśmy.
- Jeeeeej! - zawołał z udawaną radością.
- Cicho! Jesteśmy pod jego drzwiami.- syknęłam.
- Dobra, to ja idę po Draco, ty po Ginny, niech cię ogarnie, bo po tym maratonie twoje włosy są okropne.- spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem.
- Blaise, złotko.. Gorączka?- zapytałam przyglądając mu do czoła dłoń.
- Nie maleńka, za duża ilość czasu spędzona z moimi kuzynkami.- westchnął. - Widzimy się za 10 minut pod wielkim dębem.
- Dobra, widzimy się pod dębem.-
- Pa.- pożegnał się i zniknął w PW Slytherinu, a ja pobiegłam do wieży, po Ginny.
- Cześć Ginn, chodź musimy iść.- wpadłam i zawołałam przyjaciółkę.
- Co się stało? Jak ty wyglądasz?- zapytała przerażona.
- Następny Blaise..- westchnęłam.- Dobra ogarnę się.- powiedziałam zrezygnowana, widzą minę przyjaciółki i przy pomocy różdżki moje włosy zostały ułożone.
- Dobrze, chodźmy ale masz mi powiedzieć o co chodzi.- zagroziła mi palcem, co wywołało u mnie atak śmiechu.
-Granger!- zganiła mnie rudowłosa.
- Dobrze..Hah.. Będziesz z Blaisem.- zaczęłam ale przyjaciółka mi przerwała.
- Nie będę z nim! - oburzyła się ruda.
- Nie masz z nim chodzić, Ginny.  Będę zrywać teraz z Malfoy'em, a ty z Blaisem będzie " asekuracją" - wytłumaczyłam jej. Dochodziłyśmy na miejsce, zobaczyłam GO. Coś ukuło mnie w sercu.. Kochałam... Ale nie mogłam z nim być. Zdradził mnie..
- Witaj Draco. - przywitałam się oschle.- Blaise, w tym momencie dam sobie radę, jakby co to Was zawołam.
- Jasne maleńka - powiedział i podszedł do Ginny.- Pójdziemy się przejść.- I złapał ją za rękę.
- Hermiona, co się stało? Co to wszystko znaczy?- zaczął pytać, ale nie pozwoliłam mu tyle mówić. To ja tu stawiałam zasady.
- Co się stało? Może ty mi powiesz? Albo Parkinson. Wczoraj po obiedzie. Przypominasz sobie skarbie?- widziałam jego strach w oczach, czego się bał? Prawdy?
- Hermiona, ja ci wyjaśnię.. - zaczął mnie przepraszać i mówić, że ona nic nie znaczy.
- Cicho bądź.- prychnęłam. - Ja tu mówię. Kochałam cię. Ufałam. Byłeś dla mnie najważniejszy.
- Her.. -
- Mówiłam, że masz być cicho skarbeńku. - znowu mi przerwał. Nie mogę go słuchać. - Od wczoraj, Blaise stał się dla mnie bliższy. Jeśli ktoś powiedział mi, że będę przyjaźniła się ze Ślizgonem, a moim chłopakiem będzie wróg numer 1.. Wyśmiałabym go.
Ale Draco.. Nie będę marnowała na ciebie czasu, naszego związku nie ma. Rozumiesz? Nie ma i nie będzie. - skończyłam swój krótki monolg. Patrzyłam w te jego niebieskie, smutne oczy.. Czy on naprawdę jest smutny? Nie.. Na pewno nie. Odeszłam.. Słyszałam jak Draco mnie woła.. Słyszałam jak płacze.. Tak.. On płacze. Musiałam być twarda. Weszłam do szkoły i poszłam do wieży Gryffindoru. Nie zwracałam uwagi na nikogo, po schodach weszłam do swojego dormitorium. Klapnęłam na łóżko.
Rozmyślałam nad tym co stało, chciałam się popłakać.. Ale nie pozwałam sobie na to.
Po kilkunastu minutach zasnęłam.

niedziela, 23 sierpnia 2015

♦ Rozdział 13 ♦

Nie chciałam narazie widzieć Malfoy'a. Harry'ego i Rona narazie też nie.. Jak mogli kłócić się z Draco! A Snape? Jakiś miły był dla nich..  Baardzo dziwne.. Ale to jego wina, że się kłócili! Nie wiem  nawet, czy się pobili.
Wieczorem z nimi porozmawiam, a narazie będę udawała obrażoną.
Następną lekcja to transmutacja, minęła bardzo szybko, nawet za szybko, potem Historia Magii i Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami.
Skończyłam lekcję i ruszyłam na obiad.
- Cześć Ginny. - przywitałam się i chciałam usiąść, ale Ron i Harry już byli koło nas i chcieli usiąść.
- Do zobaczenia Ginny. - pożegnałam się i poszłam usiąść koło Neville'a.
- Jak się masz, Neville?-
- Dobrze, a ty?
- Też.
- Pokłóciliście się?
- Tak troszkę, ale to nieważne.
- Z kim idziesz na bal?
- Nie wiem, a ty?
- Też nie, pomyśl o Lunie. Pasowalibyście do siebie. - powiedziałam uśmiechnięta.
- Naprawdę tak myślisz?
- Jasne. Zaproś ją jak najszybciej, żeby nie znalazła sobie kogoś innego.
- Dzięki za radę Hermiona, świetna jesteś. - powiedział i przytulił mnie w podzięce.
- Nie przesadzaj, przyjacielska rada. - odpowiedziałam i odwzajemniłam uścisk.
Zjedliśmy w ciszy obiad i Neville poszedł do Luny, a ja skierowałam się do biblioteki po jakąś książkę do czytania.
- Dzień Dobry! - przywitałam się z bibliotekarką.
- Dzień dobry. - odpowiedziała i zajęła się swoją pracą.
Wybrałam książkę o Magicznych Stworzeniach, na pewno przyda mi się na zajęciach u Hagrida.
Szłam właśnie w stronę wieży, gdy zobaczyłam Draco i Parkinson.
Schowałam się w zagłębieniu ściany.
- Co jest Dracuś?-
- Pansy. Nie. Mów. Tak. Do. Mnie.
- Oj, nie gniewaj się. Co jest takie ważne, że musieliśmy porozmawiać?-
- To.-
Nie wierzę.. On.. On.. On ją pocałował..
Łzy napłynęły mi do oczu. Skuliłam się i popłakałam. Usłyszałam jak ktoś wyzywa Draco od debili, a Pansy od dzi**k. Potem odjęte punkty dla Slytherinu, przez profesor Sprout.
Usłyszałam kroki, coraz bliżej mnie. Miałam nadzieję, że to Harry, albo Ron..
- Hermiona, jak się trzymasz?- to był Blaise.
- Blaise?- wychlipałam.
- Tak mała.
- Co ty tu robisz?
- Szedłem akurat do biblioteki, no i... Widziałem Draco..
- To ty krzyczałeś?-
- Tak, nie rozumiem jak mógł ci coś takiego zrobić.. Zobaczyłem też kawałek szaty, no wiesz, odrazu pomyślałem, że to ty.. Ale nie teraz o tym. Chodź ze mną.
- Gdzie?-
- Do Pokoju Życzeń.
- Po co? -
- Nie pożałujesz, wstawaj. Jeszcze się przeziębisz.
- Dobrze..
 Szliśmy tak, Blaise objął mnie, żebym się nie przewróciła, a ja próbowałam ukryć łzy. Co było dość trudne, bo większość ludzi patrzyła się na nas. W końcu, przyjaciel Draco obejmował jego dziewczynę, a ona płakała.
Blaise przeszedł trzy razy pod ścianą i ukazały się drzwi.
- Chodź. - powiedział i wprowadził mnie do pokoju.
Znajdowało się w nim łóżko, z miłym kocem i dużą ilością poduszek, szafka z dwoma kubkami jakiegoś ciepłego napoju, po zapachu można było wywnioskować, że to kakao, fotel i toaletka pełna kosmetyków.
-Napijmy się. - zdecydował Blaise.
- Dobrze..- powiedziałam,wzięłam od chłopaka kubek i spiłam kilka łyków. Ciało ogarnęło przyjemne ciepło. Pomyślałam, że fajnie byłoby  być tu z Draco.
Na policzkach poczułam łzy.
- Słuchaj Hermiona, wypłacz się, wykrzycz co chcesz, rozwal poduszkę, zrób co chcesz ale jak wyjdziemy, nie chcę widzieć ani jednaj łzy na twojej buźce, dobrze?-
- Dobrze.. - szepnęłam i popłakałam się.
Zdjęłam pelerynę i buty. Weszłam na łóżko.
- Blaise? Mógłbyś?- zapytałam i wskazałam miejsce obok siebie.
- Oczywiście, malutka.- odpowiedział i położył się na łóżku, biorąc chusteczki.
Położyłam głowę na jego torsie i rozpłakałam się na dobre.
Co jakiś czas Blaise podawał mi nową chusteczkę lub moje kakao.
Po chyba godzinie, zmęczona płakaniem zasnęłam.

Biedna dziewczyna.. Draco to debil, nie wiem co dziewczyny w nim widzą. Mam nadzieję, że nie był z Hermioną, żeby tylko ją wykorzystać...
Muszę z nim porozmawiać..
Tak! Jak tylko Hermiona się obudzi i będzie gotowa wyjść, pójdę do niego..
A teraz też idę spać..
Obudziłam się i nie miałam pojęcia, która godzina, rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam zegar, który wskazywał 18.30.
- Blaise..- szepnęłam do chłopaka.
- Coo?- wyziewał.
- Jest 18.30.. Powinniśmy iść..-
- Dobrze, jesteś gotowa więcej nie płakać przez tego palanta?
- Ja.. Chyba.. Nie wiem..
- Hermiona?-
- Tak..- szepnęłam.
- To rozumiem, siadaj na krzesło.- powiedział uśmiechnięty.
Posłusznie usiadłam, Blaise wziął kosmetyki i zaczął mnie malować.. Na początku byłam do tego sceptycznie nastawiona, ale gdy zobaczyłam efekt końcowy.. Zaniemówiłam.
- Podoba ci się?
- Ja... Nie wiem co powiedzieć..
- Przytul mnie i będzie git. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję za wszystko.. - szepnęłam, przytulając go.
- Nie ma za co maleńka.- odpowiedział.
- Idziemy?-  zapytałam.
- Tak.
Wyszliśmy z Pokoju Życzeń.
- Widzimy się na kolacji?- zapytałam.
- Tak.-
- Do zobaczenia. - pożegnałam się i poszłam.
- Pa maleńka.- odpowiedział i poszedł do lochów.
Czułam się o wiele lepiej, niż kilka godzin temu. Musiałam porozmawiać z Ginny, ona jedna mnie zrozumie.. Chyba..
- Gdzieś ty była?!- krzyknął Harry, jak tylko pojawiłam się w dziurze pod portretem.
- Ja... Byłam troszkę zajęta..
- A co takiego robiłaś? Miziałaś się z Malfoy'em?- prychnął Ron.
- Nie Ron, jak tak bardzo chcecie wiedzieć, to spędziłam ten dzień z Zabinim. - powiedziałam i skierowałam się do przyjaciółki, która przyglądała się całej sytuacji.
- Musimy pogadać.- szepnęłam jej do ucha i zaciągnęłam do mojego dormitorium, na szczęście dziewczyn jeszcze nie było.
- Hermiona, co jest?
- Bo.. Ja byłam z Blaisem.. On mi.. Pomógł..
- On tobie? A w czym niby?- zdziwiła się ruda.
- Bo, ja zobaczyłam Draco.. jak on... Pocałował Pansy... I.. I.. Blaise, na nich na wrzeszczał, bo.. Ja siedziałam w koncie, a szata mi wystawała i on mnie zabrał i pomógł..- wyjąkałam na tyle logicznie, aby mnie zrozumiała.
- Ojej, a to bydlak! Ja mu pokaże gdzie raki zimują! - oburzyła się moja przyjaciółka i zacisnęła swoją dłoń w piąstkę.
- Nie Ginny.. Ja sama to zrobię.- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
-Jesteś pewna?-
- Tak, a jak coś pójdzie nie tak to mam ciebie i Blaise'a w pogotowiu.. - odpowiedziałam.
- A Ron? Harry?-
- Jestem na nich zła.. Narazie nie będę z nimi rozmawiać. - powiedziałam i klapnęłam na łóżko.
- Dobrze, a teraz zmieńmy temat na coś milszego.
Kto cię tak świetnie pomalował? Musi mnie pomalować na bal.. Która to?-
- Blaise Zabini, Slytherin.- odpowiedziałam i spojrzałam na jej minę. Oczy miała jak 2 spodki, a usta szeroko otwarte.
- Kochana, zamknij buzie, bo ci mucha wleci.- powiedziałam i przymknęłam jej buzie.
- On? A skąd tak dobrze? Żartujesz sobie?
- Nie, Ginny. Zapytam się go gdzie się nauczył i czy pomaluje cię na bal. - powiedziałam uśmiechnięta.
- A ciebie?-
- Ja chyba nie idę..-
- Co? Czemu?-
- Nie mam z kim, a pozatym nie mam zamiaru patrzeć jak Parkinson, liże się z Malfoyem.
- Nawet o tym nie marz, moja droga. Pójdziesz na ten bal czy ci się podoba czy nie.
- Ale Ginny..
- Żadnych ale. Chodź na kolację.- rozkazała przyjaciółka, no nic decyzja zapadła.
- Dobrze, pogadam odrazu z Blaisem. -
- I to rozumiem. Chodź.
- Idę, idę.. - doczłapałam do przyjaciółki.
Gdy byłyśmy w drodze. Ktoś mnie zawołał.

sobota, 22 sierpnia 2015

♦ Rozdział 12 ♦

Obudziłam się po 7, więc miałam czas, żeby spokojnie poleżeć. Stwierdziłam, że spakuję się na lekcje. Wyszłam z pokoju i poszłam na tablicę ogłoszeń, wyczarowałam na swoim pergaminie kopie dla chłopaków i dla siebie oraz plan dla Ginny.
Poszłam do niej i szturchnęłam ją.
- Co..o?- wyjąkała zaspana.
- Niedługo na śniadanie, wstawaj. Masz plan.
- Ehe.. - i zasnęła.
- Ginny! - powiedziałam i uszczypałam przyjaciółkę.
- Ałaa!- jękła.
- Dobra wstaje.
- Widzimy się w pokoju Wspólnym.
Poszłam do siebie, zabrałam szatę i poszłam się umyć. Po 10 minutach byłam już ubrana i uczesana.
Złapałam torbę i wzięłam książki na lekcję.
Zeszłam do Pokoju Wspólnego.
Na dole czekała na mnie przyjaciółka.
- Nie do wiary..- pokręciłam głową, gdy zobaczyłam całą trójkę ubraną i gotową do wyjścia... Śpiąca na kanapie.
- Harry, Ron, Ginny! - krzyknęłam po kolei każdego.
-Co?
- Już?
- Proszę, napijcie się. - powiedziałam i dałam i fiolkę z eliksirem na zmęczenie.
- Dzięki Hermiona.- powiedzieli uśmiechnięci.
- Idziemy na śniadanie?- zapytał rudowłosy przyjaciel.
- Jasne.- odpowiedział Harry.
Wszyscy byliśmy w drodze do Wielkiej Sali. Rozmawialiśmy wesoło i omawialiśmy plan lekcji.
- Hej Hermiona. - usłyszałam za sobą głos pewnego Ślizgona.
- He-ej? - zapytałam zaskoczona, gdy zobaczyłam Blaise'a.
- Możemy pogadać?-
- W cztery oczy. - dodał gdy zobaczył, że Potter i rodzeństwo Weasley nie rusza się z miejsca.
- Jasne. - odpowiedziałam i spojrzałam na przyjaciół, którzy odeszli szepcąc do siebie.
- Co jest?- zapytałam.
- Jesteś z Malfoy'em?- zapytał prosto z mostu.
- Tak, coś nie tak?
- Tylko tyle, że jeszcze 2 miesiące temu, z przyjemnością wydłubalibyście sobie oczy!-
- Blaise, sama nie wiem jak to się stało, że tak szybko się zakochałam. No ale ja Go kocham, i kochać nie przestanę.
- Jasne, ale miej się na baczności. Parkinson, czatuje na niego, aby spędzić razem noc.-
- Dzięki za informację Blaise, idziemy na śniadanie?-
- Nie ma za co, jasne.
W Wielkiej Sali rozeszliśmy się do swoich stołów.
- Co tam?- zapytałam.
- Dobrze.- odpowiedzieli.
- Co chciał Blaise?- zapytał Harry.
- Pytał się czy jestem z Draco.
- I co powiedziałaś? - zapytał Ron.
- Prawdę. - odpowiedziałam.
- Podasz mi dzbanek z kawą?-
- Jasne. - odpowiedziała dziewczyna.
- Dzisiaj mamy eliksiry. - powiedziałam.
- Eh.. Nie przypominaj nawet.. - wyjęczał mój rudy przyjaciel.
- Chodźmy, lepiej się nie spóźnić.
- Masz rację, chodźmy.-
- Widzimy się na obiedzie.- powiedziałam i dałam całusa w policzek mojej przyjaciółce.
Poszliśmy pod klasę, gdzie stała już grupka Ślizgonów. Na czele Draco z uwieszoną na ramieniu Parkinson. Coś ukłuło mnie w sercu. Czyżby zazdrość?
 Odwróciłam się do nich plecami.
- Harry, Ron, zaraz przyjdę, idę do toalety.
- Hermiona.. Albo.. Dobrze.. Zobaczymy się za chwilę.- powiedział Ron, a ja odeszłam, Harry szeptał coś z moim rudym przyjacielem. A Parkinson dalej uwieszała się Draco na ramieniu, który nie miał nic przeciwko jej zalotom.
Zniknęłam za drzwiami toalety, zamknęłam się w kabinie i rozpłakałam.
-----
W tym samym czasie
----
Szedłem do klasy, zobaczyłem grupkę moich podopiecznych, Blaise'a, Crabbe'a, Goyle'a,Draco i uwieszoną na jego ramieniu Pansy, oraz Pottera i Weasley'a.
Podeszłam do nich i zapytałem o Granger, z postanowieniem, wlepienia jej punktów.
- Gdzie panna Granger?-
- Dzień dobry, profesorze. - powiedzieli.
-W łazience, chyba...- zaczął Ron.
- Chyba co? - zapytałem zniecierpliwiony.
- Płacze..- dokończył Potter.
- Potter, Weasley, zajmijcie się Malfoyem, nie mam zamiaru, chodzić do Dumbledore'a, bo jakaś Gryffonka nie przychodzi na lekcje.
- Tak jest, profesorze. - odpowiedzieli.
Dziwne.. Oni się... zdziwili? No tak "postrach Hogwartu" pozwala im sprać Ślizgona i to jeszcze kogo? Malfoy'a!
Gdy wychodziłem z lochów, słyszałem kłótnie miedzy Gryffonami a Ślizgonami.
- Granger?- zapytałem wchodząc do kobiecej toalety.
- Profesor? Co.. Pan tu robi?-
- Przyszedłem po ciebie. Nie mam zamiaru chodzić do Dumbledore'a, bo Gryffonka nie chodzi na lekcję.
- Aha.. Dobrze już idę na lekcję.
- I nie płacz, Malfoy to Malfoy. Nic go nie zmieni. - powiedziałem i wyszedłem, a ona za mną.
- Potter! Weasley! Malfoy! -
- 10 punktów dla każdego...- usłyszałem ciche mruknięcie za moimi plecami.
- Nie tym razem, Hermiono.
- Nie?- zapytała zdziwiona.
- Nie.
- Malfoy 5 punktów za wszczynanie bójek.
- Ale to nie ja.. To oni! Profesorze...- błagał mnie Droco, wskazując na rudzielca i Pottera.
- Nie. Do klasy. - rozkazałem i puściłem oczko do Gryffonów, na co oni otworzyli szeroko oczy i otworzyli buzie.
- Potter, Weasley zamknijcie buzie, bo mucha wam wleci.
Reszta lekcji była spokojna, Gryffoni stracili trochę punktów. Hermiona jako pierwsza skończyła eliksir, za co zdobyła 5 punktów. Po czym kazałem iść do Crabbe'a i Goyle'a, aby skończyli swój. Zrobiła to niechętnie, ze względu, że Malfoy i Parkinson tam siedzieli, jednak szybko sobie poradzili i skończyli jako 2 i 3, potem Malfoy i Parkinson.
Kazałem iść Granger do Longbottona, który też sobie nie radził, a nie miałem ochoty oglądać go na szlabanie. Za dużo strat...
Na szczęście koniec lekcji. Nigdy nie widziałem, żeby Granger tak szybko wyszła z klasy i do tego bez swoich piesków?! Pewnie się obraziła. Hah..
-------
W tamtym rozdziale na samym końcu miało wyposażenie nie wypożyczenie:-)

środa, 19 sierpnia 2015

♦ Rozdział 11 ♦

Obudziłam się rano. Nagle świat zawirował. Głowa bolała mnie nie miłosiernie.
Przewróciłam się na plecy. Zobaczyłam zielone ściany, hebanowe meble.
- Nie..- szepnęłam, gdy zorientowałam się, że leże w sypialni Snape'a, z nim, NAGO!
Z trudem wygramoliłam się z łóżka. Nie mogłam pozwolić, żeby Snape to zobaczył. NIGDY.
Zebrałam swoje ciuchy i nałożyłam je. Gdy otwierałam drzwi od sypialni usłyszałam:
- GRAAANGEEEER!!!!-
- T..aa..k... panie....proo...fesorz...ee..?
- Co ty tu robisz?!
- Ja niewiem...-
- Jak to nie wiesz!?
- No nie wiem. Wczoraj pan się upił, tak samo jak ja. No i obudziłam się tutaj.
- COOOOO?! MIAŁAŚ MI DAĆ ELIKSIR!!!! JESTEŚ AŻ TAK NIEODPOWIEDZIALNA!?!?!?!?
- Nie. Poprostu.. Sama się upiłam.-
- NO JASNE. PANNA GRANGER SIĘ UPIŁA!!!-
- Niech pan na mnie nie krzyczy! To nie...-
- Zemdlała! Ona zemdlała!
- Ej, ja jestem nago! - po czym wygramolił się z łóżka i pociągnął porządny łyk z niebieskiej buteleczki. Ubrał się spokojnie, poszedł do łazienki. Po czym wziął się za ratowanie Granger.
Podniósł ją i położył na łóżku. Poszedł po jakieś eliksiry. Wlał je do ust Granger.
- Ekh..Ekh.. - wykaszlałam.
- Co się..-
- Nie kończ. Wstawaj i idź do swojego dormitorium i ani mi się waż mówić komuś o tej nocy.- warknął.
No nic, musiałam iść.
Wychodziłam już z lochów, gdy usłyszałam swoje imię.
- Hermiona! Skarbie! Co się z tobą działo?- spojrzałam w te jego błękitne tęczówki i rozpłakałam się. Nie mogłam uwierzyć, że mogłabym go zdradzić i to jak?! Po pijaku i do tego ze Snape'em!
- Ci.. Słonko.. Wszytko będzie dobrze.. Ci..- próbował mnie uspokoić. Nie mogłam tak stać i pozwolić mu mnie pocieszać, gdy on nieświadomy co mu zarobiłam.
Uciekłam. Uciekłam jak prawdziwy tchórz. Resztę dnia spędziłam za szkołą. Siedziałam oparta o mury i płakałam. Płakałam i płakałam.
Nastał wieczór, a oczy piekły mnie od całodniowego płakania.
- O nie! - wypaliłam.
Zapomniałam o uczcie i rozpoczęciu roku. Książka do Snape'a.
Pobiegłam ile sił w nogach.
W dormitorium na szczęście nie było jeszcze dziewczyn, a pociąg prawdopodobnie jeszcze nie dotarł.
Z szafy wyciągnęłam szatę i ubrałam, na szczęście nie pogniotła się zbytnio. Złapałam książkę i pobiegłam do lochów.
Zapukałam.
- Proszę.- usłyszałam.
- Dobry wieczór profesorze.
- Czego?
- Ja, bo.. Przyszłam oddać książkę..
- Połóż ją na stoliku.
- Dobrze. Chciałam jeszcze z panem porozmawiać, o tym.. Co stało, albo bardziej mogło się stać dzisiaj w nocy..
- Granger, jeśli chcesz wiedzieć siadaj na tym krześle.- rozkazał, wskazując mi jedno z krzeseł.
- Wiesz co to jest oklumencja, panno Granger.
- Tak, profesorze.
- Byliśmy pijani o to z twojego powodu, bo nie dałaś mi tej buteleczki do wypicia.
Złapałam buraka.
- Pod wpływem alkoholu, wspomnienia są zniekształcone, nie będziemy wiedzieć o czym rozmawialiśmy, lecz zobaczymy co robiliśmy. Rozumiesz?
- Tak.
- Jesteś gotowa, Granger?
- Tak.
Wyszeptał zaklęcie i zobaczyłam wspomniana, od dzieciństwa, mugolska szkoła, urodziny, pierwszy dzień w Hogwarcie, w końcu dotarliśmy do wczorajszej nocy.
Zobaczyliśmy jak rozmawiamy, pobiegłam do toalety, wymiotuje, Snape przychodzi i pomaga mi wstać. Puszczam pawia, na niego i na siebie. Coś wrzeszczy, tracę przytomność ale po chwili się budzę, potem znowu wymiotuje, po paru minutach wymioty ustąpiły. Snape wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego łóżka, coś mówił, zdejmuję ciuchy i rzucam je na ziemię, przykrywam się i zasypiam.
On coś do siebie mówi i zaklęciem, czyści moje ubrania, potem zdejmuje swoje i robi to samo, potem kładzie się spać.
Musiałam odeprzeć zaklęcie, aby nie widział tego dnia.
- Wiesz Granger, ile wypiliśmy butelek?
- Nie profesorze, ile?
- 15 butelek.*
- Na Merlina!- wymsknęło mi się.
- Dokładnie.
- To ja już pójdę, do zobaczenia na uczcie.
- Do widzenia.
Wyszłam. Postanowiłam iść do Hagrida i czekać z nim na uczniów.
Byłam przeszczęśliwa , kochałam Draco nad życie. Nic lepszego niż oklumencja, nikt nie wymyślił.
W połowie drogi, spotkałam Rubeusa.
- Cześć Hagrid.
- Cześć Hermiono.
- Mogę z tobą iść? Chciałabym już spotkać się z Harry'm, Ronem i Ginny.
- Jasne, za chwilę powinni być.
Dalszą drogę przeszliśmy w ciszy.
Pociąg nadjechał.
- Hagrid! Mogę wołać pierwszoroczniaków?- krzyknęłam, bo pociąg tak hałasował, że mógłby mnie nie usłyszeć.
- Jasne Hermiona.-
- Dzięki.
Uczniowie zaczęli wychodzić z wagonów.
- Pierwszoroczniacy tutaj!
- Pierwszoroczniacy!
- Pierwszoroczniacy, zapraszam tutaj!
- Hermiona, chłopaki i Ginny.- szepnął mi do ucha.
- O, świetnie. Dzięki, że mogłam ich tu wołać, zawsze chciałam to zrobić.
- Nie ma za co. A teraz zmykaj.- uśmiechnął się mile.
- Harry! Ron! Ginny! - zawołałam.
- Hermiona!- krzyknęli.
Wtuliłam się w nich.
- Jeny, jak ja tęskniłam!
- My też.
- A jak się czujesz? Jakaś czerwona jesteś. - zmartwiła się Ginny.
- Ja? Świetnie, nigdy nie byłam taka szczęśliwa.
- A jak wam minęły wakacje?
- Świetnie, rozegraliśmy peeeło meczy! Ron jest świetny, tak samo jak ja czy Harry! - powiedziała uradowana rudowłosa.
- Super! Pewnie wygracie wszystkie! Ej, też jesteście tacy głodni? Zjadłabym konia z kopytami.
- Hermiona, karmili cię tu? - zaśmiał się Ron.
- No jasne, Zgredek o mnie zadbał tak jak o Draco czy Crabe'a i Goyle'a.
- A właśnie.. Ty tak serio Hermiona? No z tym Draco?- zapytał Harry.
- Tak, uwierzcie. Draco jest super. Nie martwcie się o mnie. Harry, ty powinieneś się zająć miłością.- powiedziałam i spojrzałam wymownie na Ginny.
- Hermiona! - zganiła mnie, czerwona jak burak przyjaciółka.
- No co, taka prawda, a ty Ron? Masz kogoś na oku?
- Taaak, ale ma chłopaka, więc nic z tego.-
-Ojej, przykro mi.. Znajdziesz inną, lepszą.- pocieszyłam przyjaciela.
Zanim się obejrzeliśmy a byliśmy w Hogwarcie.
- Nareszcie w domu..- westchnął Harry.
-Taak..- Zgodziliśmy się z nim.
- Ej, ja zaraz wracam, muszę iść do Draco. - powiedziałam i skierowałam się do lochów.
- Hermiona! - usłyszałam Rona.
- Tak?
- Malfoy jest w Wielkiej Sali!-
- Aaa, dzięki! Zaraz wracam!- zawołałam i pobiegłam do stołu Ślizgonów.
- Cześć Draco.- przywitałam się i usiadłam mu na kolanach, bo wokół nie było wolnego miejsca.
- Cześć Hermiona. Gdzie znikłaś na cały dzień? Martwiłem się o ciebie.
- A nic.. Potem ci opowiem.
- Co ona tu robi? - usłyszałam głos jakiegoś Ślizgona.
- Rozmawiamy, nie widzisz matole?
- Ale z NIĄ??
- Tak z NIĄ.
- Draco, ja muszę iść do chłopaków i Ginny, zobaczymy się później?
- Jasne.-
- Do zobaczenia.- pożegnałam się i dałam mu całusa w policzek.
Wstałam i uśmiechnęłam się słodko do Ślizgona, który rozmawiał z Draco.
Poszłam z uśmiechem do przyjaciół, za plecami słyszałam szepty, plotki i domysły. Śmiać mi się chciało.
- Jestem. - powiedziałam z uśmiechem.
- Słyszałaś te szepty? - zapytał Harry.
- Tak.- powiedziałam nakładając sobie kopczastą górkę ziemniaków.
- Myślą, że dostałaś Imperiusem. -powiedział Ron.
- Nie marudźcie.
- Ja mam zamiar się na jeść.
- Hermioona? Na pewno jadłaś?
- Tak Ron, na pewno. - odpowiedziałam i zaczęłam jeść.
- Drodzy uczniowie! Pan Filch, chce abym Wam przypomniał, że wejście do Zakazanego Lasu jest ZABRONIONE.
Mam również kilka informacji, w tym roku, w każdym z domów będzie po 3 prefektów, 1 dziewczyna i dwóch chłopców!
- Harry, Ron, to my. - szepnęłam uśmiechnięta.
-Oraz dwóch Prefektów odpowiedzialnych za innych. W tym roku będą to panna Hermiona Granger i pan Draco Malfoy.
- O ja, gratulacje kochana! - pisnęła moja przyjaciółka.
-  Super, gratulacje!-
- Świetnie Hermiona!- pogratulowali mi chłopacy.
- W tym roku odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy, proszę abyście zachowywali poprawnie, bo gościć u Nas będą uczniowie z Drumstrangu i Beutbatox!
A teraz, dobranoc!- oznajmił dyrektor.
- Ej, dołączę do Was potem. Muszę porozmawiać z Draconem.
- Jasne.- powiedziała Ginny.
- Zajmę się, żeby Ci nie przeszkadzali.- dodała ciszej.
- Dzięki.- szepnęłam i cmoknęłam ją w policzek na pożegnanie.
Draco czekał na mnie przy wyjściu.
- Jestem.- powiedziałam.
- Idziemy na dwór?
- Robi się ciemno.. I wiesz Prefekci nie powinni dawać złego przykładu innym.
- Hermiona, ty , Weasley i Potter, złamaliście przez te 6 lat więcej zasad niż cały Slytherin razem wzięty.
- Oj nie przesadzaj. Dobra chodź. - powiedziałam i wyciągnęłam go na dwór.
- To opowiesz mi czemu mnie dzisiaj unikałaś?-
- Wiesz.. Miałam gorszy dzień.. Hm.. Jak by to powiedzieć..
- No tak! Jaki ja głupi!- powiedział i palnął się w głowę.
- Dostałaś okres.
- Ee.. Tak.
- Chcesz coś? Przez te lata nauczyłem się znikać lub szybko podawać jak Pansy i inne dziewczyny mają okres. Nawet Sam-Wiesz-Kto to przy nich pikuś.
- Hahaha, nie dzięki Draco.
- Więc, jako iż jestem Prefektem, za chodzenie po szkolnych błoniach, dostajesz karę w wysokości jednego pocałunku.
- Takie kary mogę dostawać ciągle.- powiedział i pocałował mnie.
Brakowało mi tego, chociaż parą jesteśmy od niecałych 2 tygodni, strasznie przyzwyczaiłam się do niego.
- Chodź do szkoły, nie chce żeby Filch nas przyłapał.
- Jasne Hermiona.-
Tak poszliśmy do szkoły.
Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę, ja do wieży Gryffindoru, on do lochów Slytherinu.
Gdy przeszłam przez obraz Grubej Damy zastałam Harry'ego chodzącego od ściany do ściany, a Ron wykłócał się z Ginny.
- Hermiona! Nareszcie, nie daje sobie z nimi rady- powiedziała wznosząc ręce do góry.
- Co się stało?- zapytałam ze zdziwieniem.
- Myśleli, że nie wrócisz, że Draco coś ci zrobił!
-Hahah - wybuchłam śmiechem.
- Co się śmiejesz? My się o ciebie martwiliśmy!- wykrzyknął Ron.
- Cicho! Dzieciaki śpią! - zganiłam go, ale uśmiechnęłam się pod nosem na myśl, że jeszcze kilka lat temu, to ona była tym dzieciakiem.
- Hermiona!- zagrzmiał Harry.
- No co?- zapytałam.
- Masz nam obiecać, że będziesz wracać przed ciszą nocną.
- Nie.
- Hermiona.- tym razem to Ron.
- No co? Nie obiecam.
- Hermiona.. - mruknęła mi do ucha przyjaciółka.
- Nie, Ginny. Harry, Ron, jeśli wy obiecacie, że będziecie się uczyć, to ja też obiecam.
- Co ty na to Ron?-
- Eeeeh.. Dobra obiecuje, wszytko byleby ona wracała od Malfoya przed ciszą nocną.
- Harry?
- Dobra. Obiecuje.
- Ja też obiecuje, a teraz dobranoc, czeka nas pracowity dzień.- pożegnałam się i poszłam do swojej sypialni okazało się, ze moich rzeczy tam nie było. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że prefekci mają osobne pokoje. Skierowałam się do niego, nie zwracając uwagi na wypożyczenie, przebrałam się w piżamę i weszłam do łóżka. Tej nocy szybko zasnęłam.
-----
* 1 butelka ma 750 ml

niedziela, 16 sierpnia 2015

♦ Rozdział 10 ♦

Moje przemyślenia przerwał nie kto inny jak Severus Snape.
- Co tu robisz? - powiedział tym swoim głosem " bez kija nie podchodź ".
- Mam sprawę do profesora Dumbledore'a. A pan?
- Też.
-Cytrynowy sorbet.- mruknął.
- Panie przodem.-
- Dziękuję. - odpowiedziałam i weszłam po schodach. Zapukałam i po "proszę" weszłam.
- Dzień dobry, profesorze.- powiedziałam z uśmiechem.
- Oo, witaj Hermiono.- powiedział uśmiechnięty.
- Dzień dobry.-burknął Snape.
- Witaj Severusie. Co Was tu sprowadza?-
- Potrzebne mi są pióra z feniksa.- powiedział przez plecy kierując się do Faweksa.
- Możesz wziąć kilka, tylko go nie zdenerwuj Severusie i tak za Tobą nie przepada.
- Nikt za nim nie przepada.- mruknęłam.
- Dzie..-
-Sięć punktów dla Gryffindoru, tak wiem.-
- Severusie.. Są wakacje, cóż ostatnie dni ale są, więc bądź milszy dla panny Granger.- zganił go profesor, puszczając mi  oko.
- Nigdy.- burknął Snape, wyrywając pióra.
- Co cię tu sprowadza Hermiono?-
- Obok mojego domu jest sierociniec, pracuje znaczy pracowała tam pani Brown. Gdy poszłam tam otworzyłam mi jakaś okropna kobieta. Powiedziała, że dzieci są na wycieczce, a pani Brown nie pracuje, ale coś mi nie pasuje, sierociniec jest bardzo ubogi, wiem, bo często przychodziłam tam i pomagałam, przynosiłam ubrania, jedzenie i różne takie..
- Nie chwal się tak. Nie dostaniesz za to orderu.- prychnął Snape.
- Niech pan mi nie przeszkadza, dziękuję.
Nie stać ich by było na żadną wycieczkę. Przyszłam do pana z nadzieją, że mógłby pan się dowiedzieć co nie co na ten temat.-
- Huna? Ta wariatka? - zapytał Snape profesora.
- Huna? - zapytałam zdezorientowana tym, że Snape cokolwiek o niej wie.
- Tak Huna Brown, jest w Azkabanie.
- Jak to w Azkabanie??- mało nie zachłystnęłam się powietrzem.
- Niestety tak, to dobra kobieta ale trochę namieszała..
- A dzieci? Co z nimi?-
- Są przesłuchiwane. -
-Co? Czemu?-
- Panna Brown zabierała nocami pojedynczo dzieci, włamywała się do domów mugoli. Rzucała na nich zaklęcie, nie do końca wiadomo co to za zaklęcie.. Podkładała papiery, a gdy rano się budzili myśleli, że sami zaadoptowali to dziecko.- wytłumaczył mi profesor.
- Stara flądra. - mruknął Snape.
- Niech pan tak nie mówi!- oburzyłam się.
- Bo co?-
-Flądrą może być pan lub ta różowa ropucha, a nie pani Brown! - wypaliłam.
Po chwili usłyszałam zduszony śmiech Dumbledore'a, potem Snape'a a na końcu sama zaczęłam się śmiać.
- A jak idą korepetycje?-
-Dobrze, chłopcy bardzo się starają.- pochwaliłam ich.
- Są okropni. Nie potrafią zrobić porządnie eliksiru pieprzowego.- skarcił ich.
- Czyli lepiej niż na początku. - powiedział Dumbledore patrząc na mnie z okularów- połówek.
- Hermiono, a jak z Draco?- szepnął.
- Skąd pan... Dobrze, dziękuję.- od szepnęłam.
- Dziękuję bardzo, do zobaczenia profesorze. Do widzenia profesorze Snape. - pożegnałam się i wyszłam.
Skierowałam się do do dormitorium. Nie miałam ochoty spotkać się z Draco. Musiałam sobie wszystko przemyśleć.
Tyle pytań kłębiło mi się w głowie,  przez wydarzenia ostatnich dni.
" Od kogo dostałam prezent?"
" Czy Draco mnie kocha? Czy tylko udaje?"
" Co ma wspólnego z tym Snape?"
" Co miał na myśli mężczyzna ze sklepu?"
" Czemu pani Brown nie powiedziała mi, że jest czarodziejką?"
Te i wiele innych pytań kłębiło mi się w głowie. Ulgę przyniósł mi dopiero sen.
Gdy się obudziłam było już ciemno. Przez okno w pokoju widziałam księżyc, była pełnia. Pomyślałam o Lupinie, tam gdzieś biega sobie przemieniony w wilkołaka lub ukrywa się gdzieś walcząc z tym po zażyciu eliksiru. Odrzuciłam od siebie przerażającą myśl i postanowiłam iść do kuchni.
Próbowałam nie myśleć o gnębiących sprawach, które w najbliższej przyszłości miały się rozwiązać.
Chyba powinnam napisać do Rona, Harry'ego i Ginny, może się o mnie martwią?
Z Harrym muszę porozmawiać osobiście... On mnie najbardziej rozumie, Ron, jest kochany tak jak Ginny, ale.. Ron.. On, "ma za dlugi jęzor" Hah... Hagrid.. Muszę dowiedzieć się czegokolwiek . Jutro z nim porozmawiam.
Szłam tak jeszcze dobre 10 minut.
Weszłam cichuteńko do kuchni.
~Jest tu kto?~ zapytałam szeptem, aby kogoś przez przypadek nie obudzić.
Nikt się nie odezwał.
Wszyscy śpią. No nic, wyszłam z kuchni i skierowałam się do wieży Gryffindoru.
- Ekh..- usłyszałam ciche kaszlnięcie.
- Kurcze..- jękłam.
- Czy pana Wiem-Wszytko powie mi, o której jest cisza nocna?-
- Od 22.00 w czasie roku szkolnego. Niestety są wakacje i nie wiem czy ta zasada obowiązuje, proszę pana.-
- Więc wiedz, że ta zasada obowiązuje uczniów zawsze na terenie Hogwartu. Czego szukałaś w nocy w lochach? Może Draco?-
- Nie, panie profesorze. Usnęłam gdy wróciłam od dyrektora i obudziłam się dopiero parę minut temu. Jestem głodna, więc postanowiłam odwiedzić mojego przyjaciela i poprosić go o coś do jedzenia, lecz niestety wszyscy śpią, a ja nie chcę ich budzić. Mogę wracać do siebie?-
-Nie. Chodź za mną.- powiedział i skierował się w drugą stronę. Poszłam za nim. Zrozumiałam, że idziemy do jego komnat. Zaczerwieniałam się, bo przypomniałam sobie, że leżałam tam pół naga i nadal miałam ubrania profesora.
- Proszę.- przepuścił mnie w drzwiach. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
- Siadaj.-
Posłusznie usiadłam. Snape pstryknął palcami i pojawił się domowy skrzat.
- Zrób Hermionie kolacje.- powiedział, a sam wstał i podszedł do barku. Nalał sobie szklaneczkę Ognistej Whiskey.
Podszedł do mnie.
- Jeśli za dużo wypiję, każ mi to wypić, a ty napijesz się?-
- Ja.. Nie dziękuję, nie piję Ognistej.-
Znów pstryknął palcami i pojawił się skrzat.
- Kremowe piwo dla, panny Granger.
- Jesteś przygnębiona, coś się stało?-
- Pana pewnie nie obchodzi moje życie.-
- Wręcz przeciwnie, od 2 miesięcy nie miałem szansy zdenerwować swoją osobą ucznia. Z przyjemnością posłucham.
- To się ze sobą sprzecza.
- Nie marudź tyle, tylko mów, może ci pomogę.-
- Nie sądzę aby pan potrafił mi pomóc, ale mogę panu powiedzieć.
A więc, wszystko zaczęło się od listu Draco w, którym prosił mnie o korepetycje. Zakochałam się w nim. Jak pan wie, jesteśmy parą. Draco nazwał mnie szlamą, w romowie z panem, o której rozmawialiśmy parę dni wcześniej. Dostałam prezent, od nie znanej mi osoby.
- Diadem?-
- Taak.. Skąd pan wie?
- Zgadywałem.
- Aha.. Dziwne zachowanie Hagrida, który mówi dziwne rzeczy, że źle się skończy albo, że on oszalał. Niestety nie mam pojęcia o co mu chodziło.
Osądzenie sprzedawcy w sklepie, że jesteśmy słodcy, że pan... i.. ja.., i że coś pan do mnie czuje.
- Stary pryk.- mruknął.
- Zna pan go osobiście?-
- Taak..  Mniejsza z tym.
- Pani Brown jest czarownicą i jest w Azkabanie.. To są najpoważniejsze rzeczy, których nie rozumiem panie profesorze.- skończyłam mówić, nawet nie zauważyłam kiedy kolacja i piwo było na stole.
- Zjedz, a ja się zastanowię.-
Byłam głodna więc nie protestowałam.
Po pięciu minutach zjadłam wszystko, a Snape wypił kolejną szklaneczkę Ognistej. Wzięłam piwo  i rozsiadłam się przy kominku na podłodze.
- Zastanowił się pan?- zapytałam.
- Tak. Słuchaj uważnie. Hagrid mówił o mnie. To mnie uważa za szaleńca, odkrył kiedyś prawdę.
Sprzedawca w sklepie to mój przyjaciel. Jest dla mnie jak ojciec.
Nie potrafi widocznie powstrzymać się przed gadaniem.
Reszty nie mogę ci powiedzieć.
- Ale.. To bardziej skomplikowało sprawę..- wiedziałam, że jeszcze dwie lub trzy szklanki Ognistej może mi wyjawi prawdę.
- Dobra jest Ognista?-
- Jeśli ktoś lubi coś mocniejszego to tak.
- Ale jak ktoś nie wie czy lubi coś mocniejszego?
- Hm.. Jedyny sposób to spróbowanie.-
- A więc jeśli spróbuje, to się dowiem?-
- Dokladnie. Chcesz?
- Jeśli pan wypije ze mną, to tak.
- Mądra dziewczynka.
- Nie jestem dziewczynką. Jestem dziewczyną już niedługo kobietą.
- A czy dziewczynka, a nie, przepraszam dziewczyna już niedługo kobieta pamięta o książce?- zapytał z przekąsem.
-Kur..- zaklęłam pod nosem.
- Tak, jeszcze przed przyjazdem uczniów do szkoły oddam ją panu.
- Mam nadzieję.
-Jak pan uważa, chłopcy zwłaszcza Crabe i Goyle, bo Draco nie jest z nich najgorszy, zrobili jakieś postępy?
- Tak i to duże. To dzięki Tobie, Hermiono. Pijesz czy się rozmyśliłaś?
- Jasne, że tak. - i wypiłam duszkiem całą zawartość szklanki.
- Mogę jeszcze?-
- Oczywiście.-
Po kilku minutach wypilam już ok. 8 szklaneczek. A Snape jeszcze więcej.
Zaczynałam czuć alkohol w mojej krwi. Ale byłam na tyle trzeźwa, że wiedziałam co muszę zrobić.
- O co panu chodziło gdy rozmawialiście o mnie w Domu Malfoy'ów.
- Czy powiódł się mój plan.- odpowiedział łykając zawartość szklaneczki.
- Na czym polegał ten plan? -
- Ma cię w sobie rozkochać, porzucić a ja się bym tobą zajął.
- C- ekh- o? - zachłysnęłam się.
- To co słyszysz, Granger.-
- Zdrowie.- powiedziałam gdy nalał nam po szklaneczce Whisky.
- Czemu pan mi kazał zbierać z Hagridem składniki?
- Bo tak mi się podoba.
- O co chodziło temu panu, w sklepie na pokątnej?
- No o to co mówił, to jasne, no chyba że, panna Wiem-Wszystko- A -Wybraniec- i- Rudzielec- Są -Jak-Francuskie - Pieski, nie wie.
- Ha.Ha.Ha.-wycedziłam.- Czyli się panu, ee.. Podobam?-
- Ależ ty spostrzegawcza.-
- Niech pan poleje.- powiedziałam już na pół pijana.
- Będzie wojna?-
- Jaka, znowu wojna?-
- Między Sam- Pan- Wie- Kim a nami.
- Tak, Czarny Pan szykuje.
- Harry...
- A ty znowu o nim.
- Jest w niebezpieczeństwie!
- Dumbledore, wie co robić.
- Skąd.. Pan wie.. Pan.. Nie! Pan jest Śmierciożercą!
- Granger, przymknij się..  łaskawie.
- Ale... Pan jest wierny... Vol... Sam pan wie komu... -
- Granger. Ty. Jesteś. Taka. Głupia.- wycedził z trudnością. Wypiliśmy już 3? 4? Butelki Ognistej.
Byłam kompletnie pijana, ale cóż trzeba przyznać nie gadałam jak pijaczka.
- Panie profesorze, ja.. Chyba.. Muszę..- nie zdążyłam wybełkotać do końca i pognałam do łazienki, niestety alkohol jednak dał się we znaki.
Wymiotowałam dobre 10 minut. Nie pamiętam co było dalej. Chyba Snape przyszedł. Nie wiem.. Film mi się urwał

niedziela, 9 sierpnia 2015

♦ Rozdział 9 ♦

-Do lasu!-
- Co?! Po co?-
- Składniki na eliksiry, podobno mu się kończą.-
~ Chciałby, żeby się skończyły, pf..~
- No dobrze, masz listę?
- Tak, trzymaj. -
- Dzięki, ej Hagrid! Połowę tych rzeczy zbiera się w nocy!-
- O cholibka, to tam sobie posiedzimy!  Ruszajmy.-
Rozglądałam się za roślinami.
- Hagrid..
- Taa?
- Pamiętasz jak byłam ostatnio z tym kamulcem?-
- Taak..
- No i powiedziałeś dziwne rzeczy, nie rozumiem ich.. Wytłumaczysz mi to?
- To źle, że go kochasz. Źle, że u niego byłaś. Źle, że psor o tym wie. -
- Co? Ale.. Czemu?-
- Koniec tematu. Zapomnij. -
I znowu to "mam za długi jęzor" "on oszalał".
- Znalazłaś coś? -
-Ee.. Tak, pięć roślin. Jeszcze 15 i 10 w nocy.
- Dobrze, jesteś już gotowa na ten rok?-
- Tak, nie mogę się doczekać spotkania z Harrym, Ronem i Ginny..
- Też za nimi tęsknię..
- O, zerwij tamtą!-
- Jasne Hermiona! Kieł, do mnie!
Przez następne 10 kilometrów zebraliśmy już wszystkie rośliny dzienne.
- Mamy wszystkie.- wydyszałam.
- To wracamy, przyjdziemy tu nocą.-
- Jestem za.-
- Hagrid, jak myślisz, czemu Snape kazał mi iść zbierać z Tobą rośliny na eliksiry, przecież nigdy nie powierzył takiej sprawy uczniowi i gajowemu?
- Słuchaj Hermiona, Snape tylko raz w życiu powierzył taką sprawę komuś innemu. Mam nadzieję, że to był ostatni raz.-
- Słuchaj Hagrid, jak nadal będziesz gadał od rzeczy, to specjalnie dla ciebie uwarzę Veritaserum.-
- O cholibka, to ja siedzę cicho.- wiedział, że mogę podać mu go, potym jak w 2 klasie uwarzyłam eliksir wielosokowy.
- Jasne.. - mruknęłam.
Przez resztę drogi nie rozmawialiśmy.
- Przyjdę wieczorem, idę zanieść rośliny do Snape'a.
- Dobrze!
~ O co mu chodzi? Jak jednej osobie to powierzył? Komu? W ogóle go nie rozumiem.. ~
Po kilkunastu minutach byłam już pod klasą, nietoperza.
Zapukałam i po chłodnym"proszę" weszłam.
- Dzień dobry profesorze, przyniosłam składniki.-
- Wszystkie?
- Nie, tylko te, które zbiera się za dnia.-
- To dobrze. Połóż tam.- powiedział i wskazał półkę.
- Dobrze, profesorze.-
- Profesorze, za dwa dni rozpoczyna się rok szkolny, chciałabym jechać jeszcze na Pokątną kupić pergaminy, pióra i parę potrzebnych rzeczy. Czy będę mogła jutro teleportować się?
- Sama nie. Pójdziesz ze mną.-
- Dobrze profesorze, do widzenia.
- Do widzenia.- odpowiedział.
Wyszłam i skierowałam się do chatki gajowego. Był już wieczór, poszliśmy w las.
Rozmawialiśmy i zbieraliśmy rośliny.
U Snape'a byłam po północy.
Zapukałam cichutko i weszłam.
- Dobry wieczór, przyniosłam składniki. -
Nie było go. Położyłam na półce i wyszłam.
Wzięłam kąpiel i poszłam spać.
---
Poranek
07.00
---
Poczułam jak ktoś trzyma mnie za rękę a drugą głaskał mnie po włosach.
Nie byłam pewna kto to, ale nie chciałam żeby przerywał. Zamruczałam z rozkoszy jak mój Krzywołap. Udawałam, że śpię. Próbowałam rozpoznać czyje to dłonie, na pewno nie Draco, te były szorstkie, a po za tym on śpi. Nie McGonagall, ani Crabe czy Goyle, nie Hagrid, bo te dłonie są mniejsze niż jego, dyrektor też nie.. Żadne nie miały powodu aby tu być, oprócz... Snape'a.
-Profesor?- wymruczałam.
- Tak, to ja. -
- Co pan tu robi?- szepnęłam.
- Ja? Miałem z tobą pojechać na Pokątną.-
-  O tej porze?-
- Nie. Ok. 10.00-
- To co pan tu robi?-
- Ja? Przyszedłem, bo... Chciałem cię widzieć..
- Pan mnie? Czemu?-
- Tak się składa, że... Miałem ci coś.. Ee... Powiedzieć..-
- Tak?
- Wyjeżdżamy wcześniej za 5 minut.
- Co?! Czemu pan mi to dopiero mówi?!
- Chciałem zobaczyć twoją reakcję.
- Jest pan chory!
- 10 punktów..
- dla Gryffindoru, tak wiem.
Pobiegłam do łazienki umyłam zęby, spróbowałam ogarnąć włosy ale po następnych 2 minutach odpuściłam sobie. Pobiegłam do szafy, wzięłam krótkie spodenki z ćwiekami, turkusową bluzkę i sandałki. Pobiegłam do łazienki, przebrałam się i popędziłam z powrotem do Snape'a.
- Niech się pan tak nie śmieje. -
- Złap mnie za rękę.- powiedział przez zduszony śmiech.
Posłałam mu morderczy uśmiech i złapałam go za dłoń.
Po chwili byliśmy już na miejscu.
- Masz godzinę.
- Jasne.
- Gdzie idziesz najpierw?
- Po pergaminy.
- Dobrze.
Poszliśmy więc.
- Dzień dobry. - przywitałam się.
- Dzień dobry, panienko. Dzień dobry, panie Snape.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry.- burknął.
- Jak zwykle w świetnym humorze.- powiedziałam i pospalam słodki uśmiech do profesora.
- Granger, jak dobrze pamiętam miałaś tu kupić pergaminy, a nie bawić się w odgadywanie ludzkich humorów.-
- Oczywiście, panie profesorze.- odpowiedziałam i zwróciłam się do sprzedawcy.
- Poproszę 6 rolek pergaminu na 10 stóp i 3 pióra.
- Oczywiście, panienko.-
Po chwili przede mną leżały potrzebne rzeczy. Zapłaciłam.
- Dziękuję bardzo.- staruszek nachylił się do mnie i szepnął.
- Słodko razem wyglądacie.-
- Co? Ale to mój profesor,my nic...
- Ty może nie, ale on..-
- Nie. Pan się myli. Dziękuję jeszcze raz, do widzenia.-
- Do widzenia panienko,  Snape.
- Do widzenia.
Odpowiedział i wyszedł. Westchnęłam i poszłam jego śladami. Wtedy nie wiedziałam kim ten staruszek jest i co czuje do mnie profesor.
- Gdzie teraz?
- Po szatę.
Poszliśmy.
- Dzień dobry.-
- Dzień dobry panienko, panie profesorze.
- Dzień dobry.- tym razem była to dość młoda kobieta.
- Dobry.- syknął.
~ A on jak zwykle..~ pomyślałam.
-Potrzebuję nowej szaty, z godłem Gryffindoru.
- Oczywiście, chodź ze mną.-
- Tutaj masz, zawołaj mnie jak będą jakieś problemy.- poinformowała mnie, szatynka.
- Dobrze.-
Zaczęłam przeglądać szaty. Po kwadransie poszukiwania odpowiedniego rozmiaru odezwał się on.
- Na litość boską, Granger.-
- No co?-
- Jak długo można szukać odpowiedniego rozmiaru?-
- Nie moja wina, że nie mogę go znaleźć.- obruszyłam się.
- Masz.- podał mi szatę.
- Ale skąd pan...
- Nie gadaj tyle. Przymierz i wracamy.-
- Dobrze.- poszłam i przymierzyłam ją. Pasowała idealnie. Poszłam do kasy i zapłaciłam. Pożegnałam się i wyszłam.
- Wracamy do Hogwartu.- oświadczył.
Złapałam go za rękę. Gdy już poczułam ból w pępku, coś musnęło mnie w usta. Nie byłam pewna czy to wina teleportacji czy Snape naprawdę to zrobił.
Byliśmy w Hogwarcie.
- Do widzenia profesorze.
- Do widzenia Granger.
Poszłam do dormitorium Gryffindoru.
Rozpakowałam swoje rzeczy. Pomyślałam o pani Brown i wszystkich dzieciach, które mieszkały w sierocińcu. A ta wredna baba? Nie wiedziałam co się stało.
~ Idę do Dumbledore'a~ jak pomyślałam tak zrobiłam.
Poszłam do gabinetu. Stanęłam na przeciw złotego ptaka.
Jakie hasło? Niech pomyśle.. Nie.. Hm.. Moje przemyślenia przerwał nie kto inny...

wtorek, 4 sierpnia 2015

♦ Rozdział 8 ♦

Tym kimś był Severus Snape.
-Aaaaaaauć! - krzyknęłam. Czułam palący ból na brzuchu oraz klatce piersiowej.
- Granger ty kretynko! - wrzasnął Snape.
- Boli! - jękłam.
- Co się dziwisz jak chodzisz nie umiesz! - warknął.
- Hermiona!? O jeny! Bardzo Cię boli?! - zawołał Draco, podbiegł do mnie i przytulił delikatnie.
- Boli.. Strasznie.. - wyjąkałam.
- Co ty jej zrobiłeś?! - krzyknął Draco.
- Nic. Nie moja wina, że chodzić nie potrafi. - warknął.
- Idź do siebie. Zabieram ją do siebie i wyleczę jej oparzenia. - warknął Snape.
Poczułam, że ktoś bierze mnie na ręce, to nie był Draco te ręce były masywne, lecz delikatne. Nie tych rąk teraz potrzebowałam. Chciałam rąk Draco.. Mojego Draco.. A nie Snape'a.. chociaż on też mógł być.. Chociaż nie był to poważny wypadek, ból po obszernym oparzeniu nadal mnie boli i nie mam już siły.
- Hermiono, poleż tu trochę, dobrze? Wezmę potrzebne eliksiry i zaraz wracam. - powiedział z żalem.
- Dobrze.. - wyszeptałam.
Po paru minutach przyszedł Snape. Z buteleczkami różnej wielkości w rękach.
- Hermiono, musisz zdjąć bluzkę oraz biustonosz abym mógł opatrzeć rany i oparzenia.
- Co? Nie!-
- Nie bądź dziecinna!- warknął poirytowany.
- Nigdy, jak pan chce to pan sam musi mnie zmusić.
-Sama tego chciałaś. - podszedł do mnie i jednym ruchem ręki zerwał bluzkę a  drugim biustonosz.
- Co pan? -
- Sama kazałaś.
Nie zwracał na mnie uwagi, gdy jęczałam. Po kolei otwierał różne buteleczki i zaczął wsmarowywać je najpierw w rany utworzonych przez odłamki szkła na moich dłoniach oraz policzkach. Poczułam delikatne szczypanie, a potem chłód w tych miejscach. Zawartość największej buteleczki rozsmarował sobie na dłoni i zaczął masować mi brzuch.
- To śmierdzi. - powiedziałam.
- Było nie chodzić do chłopaków z gorącym napojem. - warknął.
- Pf.. - prychnęłam.
- A co panu zależy na tym z kim się spotykam? - zapytałam.
- Oh, nawet nie wiesz jak dużo mam powodów. A teraz ucisz się. - powiedział.
- Jasne.. - mruknęłam.
Snape zaczął przesuwać ręce wyżej i wylądowały na moich piersiach. Widziałam jak spogląda na moje ciało.
- Ee.. - zaczęłam ale nie wiedziałam co powiedzieć. Masował jeszcze chwilę moje piersi i poprostu wyszedł. Nie wiedziałam co robić. Chciałam wstać ale gdy tylko podniosłam głowę do góry zaczęła mnie strasznie boleć. Na pewno uderzyłam mocno w podłogę.
Zaraz po tym wszedł niosąc jakiś materiał.
- Zaraz przeniosę cię na moją kanapę, musisz spędzić tutaj noc aby twoje blizny zniknęły. - powiedział.
- Dobrze - odpowiedziałam, po czym wziął mnie na ręce, zarzuciłam mu swoje ramiona wokół szyi i wtuliłam swoją twarz w jego szatę, nie wiedziałam czemu to zrobiłam, może dlatego, że było mi wstyd, ze jestem pół naga. Położył mnie na swojej kanapie i położył na mnie materiał.
- Materiał jest nasączony eliksirem usuwającym wszelkie blizny. Jutro nie będziesz mieć żadnej blizny. - powiedział i usiadł w fotelu koło kominka. Przywołał jakąś książkę i zaczął czytać. Po 10 minutach odezwał się.
- Nie gap się tak Granger, bo ci oczy wylecą. - powiedział chłodno.
- Nie gapie się! Tylko patrzę.  - oburzyłam się.
- Mhm.. To się nie patrz, bo źle skończysz. - warknął.
- Bo się boje! - krzyknęłam.
- Granger, nie zapominaj kim jestem.
- Jasne, psorze.
- Panie profesorze. - powiedział.
- Jest mi zimno! - zaczęłam jęczeć.
- Granger... Marudo! Masz koc. - wstał i otulił mnie jakimś starym śmierdzącym kocem.
- Fuuuuuu! To śmierdzi! -
- Granger. - warknął i machnął różdżką i teraz otulał mnie puchaty biały kocyk, który pachniał skoszoną trawą, pergaminem i pastą do zębów.
-Dziękuję- powiedziałam z rozkoszą.
Pomyślałam, że porozmawiam o tej rozmowie w domu Draco.
- Panie profesorze, możemy porozmawiać o.. Pana rozmowie z Draco, wtedy co pan u niego był? - zapytałam.
- Co słyszałaś z tej rozmowy? - warknął.
- "-Wszystko poszło bez problemu? -
-Tak, siedzi u góry i siedzi w książkach, szlama...
-Uważaj co mówisz. -
-Bo co? - .
-Bo robisz to dla mnie i dzięki mnie masz Wybitne z eliksirów.
- Profesorek się zakochał.-
- Zamknij się. -
" potem weszłam ja po sowę.
Czemu nazwał mnie szlamą, a pan mnie obronił?
Co poszło bez problemu?
Czy to prawda, że pan mnie kocha? - wypaplałam, nie myśląc o konsekwencjach tej rozmowy.
- Pierwsze pytanie. Jesteś szlamą, więc co się dziwisz? A czemu cię obroniłem? Nie popieram używania takich słów.
-Ale..
- Nie przerywaj. - warknął.
- Na drugie pytanie Ci nie odpowiem.
- Ale..
- Nie przerywaj mi, Granger. - warknął - znowu.
- Po trzecie. Nawet jeśli, to co?- prychnął i odszedł.
W głowie kłębiło mi się tysiące myśli, ale jedna sprawa szczególnie nie dawała a dokładnie:
" Czy Severus Snape, postrach Hogwartu, znienawidzony przez wszystkich uczniów naprawdę mnie kocha? To chore."
Zmęczona myślami i bólem po chwili zasnęłam, pomyślałam tylko
"No i przedobrzyłam czarujący kakao aby było gorętsze niż powinno" - zasnęłam.
Obudziło mnie bliskie spotkanie z podłogą i śmiech Snape'a. Nie był to  udawany śmiech, taki jak używa do niektórych kiepskich żartów dyrektora.
- Czego się śmiejesz?! - warknęłam na co on odpowiedział śmiechem.
- Prze.. Prze.. Hah.. Przejrzy... Przejrzyj.. Haha... Si.. Si.. Hah... Się.. W... Hah...lustrze..hahahaha - wyjąkał przez śmiech.
- Co się jąkasz? - warknęłam i poszłam do jego prywatnej łazienki.
Gdy spojrzałam w lustro przestraszyłam się samej siebie! Włosy miałam rozczochrane i w puchu. Na piersiach i brzuchu miałam jakąś ciapę i majtki.
Wyglądałam jak potwór.
Wyszłam z łazienki.
- Gdzie moja spódniczka? - warknęłam.
- Nie wiem, zgubiłem. Hahah-
- HA HA HA. - zadrwiłam i weszłam z powrotem do łazienki. Nalałam do wanny wody. Wykąpałam się i wysuszyłam za pomocą magi. Zarzuciłam na siebie puchaty koc i weszłam do salonu.
- Chciałabym odzyskać swoje ciuchy, jak ich pan nie ma to niech pan mi da swoje ubrania. - powiedziałam i rozsiadłam się w jego fotelu przy kominku.
Prychnął i zniknął w swojej sypialni.
Po paru minutach wrócił i rzucił we mnie swoimi ciuchami.
-Dziękuję. - powiedziałam i zniknęłam w łazience. Snape pożyczył mi dresy, koszulkę i bluzę oczywiście wszystko w kolorze czarnym.
Po 5 minutach wyszłam z łazienki i otulił mnie zapach pysznego jedzenia.
- Siadaj, zjesz coś. - powiedział.
- Dziękuję.
Zjadłam jajecznicę, owsiankę i wypiłam herbatę.
- Dziękuję, że pan mi usunął opuchliznę i blizny po oparzeniu.
- Nie ma za co. Jak ty to zrobiłaś, że oparzyłaś się 4 kubkami kakao?
- Zaczarowałam je.. - zarumieniłam się.
- Zaczarowałaś?
- No tak.. Jest zaklęcie, które podgrzewa napój, żeby był strasznie gorący..
- No tak.. Panna Wiem-Wszytko nie przeczytała czym grozi zetknięcie się z tym zaklęciem.
- Przepraszam. - mruknęłam.
- Panie profesorze, a co do wczorajszej rozmowy, powiedział pan, że nawet jeśli pan mnie kocha to co. To prawda?-
- Nie twoja sprawa. Wracaj do siebie. Żegnam.
- Ale..
- Żadnego ale. Do widzenia.
- Do widzenia. - odpowiedziałam i odeszłam.
Poszłam do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Znałam hasło więc weszłam, nie było Go, więc skierowałam się do sypialni.
Też go nie było, ale się zdziwiłam.
- Hej Crabe, hej Goyle. Wiecie gdzie jest Draco? -
- Nie.. - powiedział Goyle.
- Chyba poszedł do skrzydła Szpitalnego. Poszedł cię odwiedzić. A jak się czujesz? -
- Już dobrze, dziękuję. Do zobaczenia. - powiedziałam i wyszłam.
Skierowałam się do Skrzydła.
- Jak to jej tu nie ma? Przecież wczoraj strasznie się oparzyła! Profesor Snape ją zabrał. - usłyszałam głos Draco, odrazu popędziłam do niego.
- Draco, szukałam cię! Dzień Dobry!- wydyszałam.
- O Hermiona! - zawołał uradowany Malfoy. Nie zachowywał się tak jak podczas rozmowy ze Snape'em. Jego szczerość była... Prawdziwa.
- Hermiona, pokaż tu się no! W czyich ty jesteś ciuchach? -
-Ee.. Profesora Snape'a.. Wyleczył moje oparzenia.. A ciuchy.. Ee.. Zniknęły.. - byłam zażenowana, tym, że nie miałam przy nim ubrań. Pani chyba też to wyczuła.
- No dobrze, dobrze.. Pokaż miejsca gdzie były oparzenia. Zdjęłam koszulkę i wskazałam brzuch, klatkę piersiową, szyję i policzki.
- Pan profesor odwalił kawał dobrej roboty. - powiedziała oglądając moje ciało. Pozwoliła mi się ubrać.
- Możecie iść kochaneczki. - powiedziała i puściła mi oczko.
Zaśmiałam się pod nosem i złapałam mojego chłopaka za rękę. " mojego chłopaka " jak to świetnie brzmi. Znów się zaśmiałam.
- A co ty taka szczęśliwa? -
- A, bo fajnie nazywać "mój chłopak" - znów się zaśmiałam.
- Oj Miona, Miona.. - zaśmiał się.
- A i nie wytłumaczyłeś mi nigdy skąd wiesz, że mówią na mnie Miona?-
- Ee... No od dobrego znajomego.. A jak się czujesz? -
- Dobrze, dziękuję.- wiedziałam, że coś ukrywa.
- A wiesz, bo... Ja chciałam z Tobą porozmawiać.. Poważnie.. Możemy iść na Szkolne Błonia?-
- Ee.. Jasne.. -
Po kilkunastu minutach siedzieliśmy już pod moim ulubionym drzewem.
- A więc, o czym chciałabyś rozmawiać?-
- No.. Jak byłam u ciebie, to... Słyszałam pewną rozmowę, z niej dowiedziałam się, że coś poszło bez problemu, ty nazwałeś mnie szlamą, a Snape'a osądziłeś o miłość do mnie. Wytłumaczysz mi to?-
- Hm.. Tak.. Zakochałem się w tobie na zakończeniu roku, całe wakacje o tobie myślałem, postanowiłem napisać, Snape jak tylko się o tym dowiedział kazał mi się od ciebie odczepić. Był wściekły.. Myślał, że powiedziałem Ci o powrocie do domu. Podejrzewał coś, więc na odczepnego powiedziałem mu to co słyszałaś, chyba nie uwierzył i wymyślił sobie korepetycje z Eliksirów... Aby nas pilnować.. -
- To prawda?- zapytałam.
- Tak..- powiedział przytulając się do mnie i całując mnie w szyję.
- O Draco, zupełnie wyleciało mi z głowy! Dziękuję za prezent. -
-Jaki prezent? Nie dawałem ci nic, narazie.
-To kto mi to dał?
- Nie wiem, a co dostałaś -
- Diadem..
- Hm.. Nie mam pojęcia.
- Chodź po chłopaków i idziemy do Snape'a. Jeszcze tylko 2 dni i koniec korepetycji.-
- Na reszcie.-
Poszliśmy do PW po Crabe'a i Goyle'a i sterowaliśmy się do klasy.
Zapukaliśmy i gdy usłyszeliśmy ciche "proszę" weszliśmy.
- Siadać. Dzisiaj wasza trójka robi eliksiry, których uczyła was Granger. Natomiast ty. Idziesz do Hagrida. Powie ci ci masz robić. - powiedział.
- Podzielicie wszystkie składniki na kupki, potem róbcie wszytko dokładnie. - zdążyłam szepnąć do nich, bo Snape podszedł do mnie, złapał za ramię i wyprowadził.
Wyszłam z lochów i poszłam do chatki gajowego.
- O, witaj Hermiono! Gotowa do wyjścia? - zapytał wesoły.
- Do wyjścia gdzie? - zapytałam zaskoczona.

niedziela, 2 sierpnia 2015

♦ Rozdział 7 ♦

Rano obudziły mnie głośne wrzaski profesor McGonagall.
- Hermiona!! Co ty tu robisz!?!?!
Wstawaj i to już!! - krzyczała nauczycielka.
- Co? Pani profesor.. Tak za 5 minut..- powiedziałam zaspana, chciałam wtulić się w Draco ale wpadłam na poduszkę.
- Hermiona!! Co z tobą?! - wrzasnęła.
- Granger. Wstawaj i to już. - tym razem usłyszałam Snape'a.
Odrazu podniosłam głowę, posłusznie wstałam i ubrałam bluzę, którą podał mi Draco.
- Tak pani profesor? Panie profesorze? - zapytałam.
- Hermiona na Merlina! Nie mogłaś tak odrazu!- powiedziała zdenerwowana Minerwa.
- Przepraszam.. -
- Co ty tu robisz? - zapytała.
- Eee.. Śpię? -powiedziałam zmieszana.
- Akurat nie w wieży Gryffindoru, nie w swoim dormitorium, tylko w lochach w dormitorium chłopców i do tego w lóżko pana Malfoya! - powiedziała zdenerwowana.
- Eee.. No tak.. No bo ja jestem z Draco.. Pani profesor.. - powiedziałam.
- Och.. Wracaj do siebie. A ty Draco. Zostań tu. - powiedziała profesor.
- Proszę pani, mogę tu zostać?
- Nie Hermiono. Dziewczętom nie wolno być w dormitorium chłopców w czasie szkoły.
- Ale szkoła się nie zaczęła. - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Hermiono wracasz do dormitorium a Severus Cię osobiście odprowadzi. - powiedziała  i spojrzała na Snape'a. Zwykle by coś powiedział, ale wyglądał na zadowolonego.
- Chodź Granger. Nie mam całego dnia. -warknął, a pani McGonagall dała mu moją torbę do ręki.
- Ja to wezmę. -powiedziałam i wzięłam torbę od Snape'a.
Szliśmy powoli.
- Będę miała kłopoty?
- Nie wiem Granger. Raczej nie, bo rok szkolny się nie zaczął. Ale nie myśl, że będziesz mogła spać sobie z Draco. -powiedział.
- Och, jasne panie profesorze. - odpowiedziałam.
Szliśmy właśnie koło jego gabinetu.
- Jesteś głodna? -zapytał.
- Ee.. Tak.. - powiedziałam.
Weszłam za nim do jego gabinetu, a potem weszliśmy do jego prywatnych pokoi.
- Siadaj. - powiedział wskazując jej sofę, a sam usiadł w fotelu. Pstryknął palcami i pojawił się skrzat domowy.
- Tak panie?
- Podaj nam dwa kubki gorącej herbaty i talerz z kanapkami. - powiedział oschle i zwrócił się do Hermiony.
- Wolę abyś nie denerwowała tak McGonagall, bo to moja robota. - powiedział Snape i obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
- Smacznego - powiedziałam  biorąc sobie kanapkę i zaczynając jeść. Przez 10 minut siedzieliśmy w ciszy.  Przyglądałam się biblioteczce profesora. Nie ma co miał książki, których nigdy nie mogłabym zakupić.
- Nie patrz się tak Granger. Jak chcesz pożyczyć jakąś książkę to zapytaj. - powiedział spokojnie.
- Ja.. Ee.. Mógłby mi pan pożyczyć tę książkę? - powiedziałam i wstała pokazując książkę.
- Hm.. Dobrze, ale musisz oddać mi ją przed rozpoczęciem roku. - powiedział i uśmiechnął się ciepło.
- Dziękuję bardzo! - zawołałam szczęśliwa i zawiesiłam się Severusowi na szyi.
- Hermiona co ty robisz? - warknął ale uśmiechnął się mogąc poczuć zapach jej perfum.
- Przepraszam.. Powinnam już iść. - powiedziałam.
- Do zobaczenia panie profesorze.
- Do zobaczenia. - odpowiedział.
Po południu zaczęły się korepetycje.
- Dzisiaj Eliksir Słodkiego Snu. - powiedział i machnął różdżką przed chłopcami pokazały się składniki.
♣ 2 krople śluzu gmuchołona,
♣ 4 gałązki lawendy
♣ 4 łyżki waleriany
♣ 6 miarek standardowego składnika.
- Więc najpierw przygotujcie kociołki.-zadecydowałam.
Gdy wszystko było przygotowane  zaczęłam wszystko tłumaczyć i chodzić od kociołka do kociołka i poprawiać błędy.
Po kilku godzinach skończyliśmy pracę.
Zawołałam Snape'a.
- Tęsknię - mruknęłam do Draco.
- Ja też.. - wymruczał.
- Przeszkadzam Wam? - warknął Snape.
- Nie profesorze. - odpowiedzieliśmy.
- Eliksir jest okropny. Jutro zrobicie Go ponownie tym razem bez panny Granger. A teraz wyjdźcie. - powiedział i usiadł przy biurku.
- Zaraz przyjdziemy. - powiedziałam i złapałam Draco za szatę.
Poszliśmy do kuchni, poprosili Zgredka o coś do jedzenia i picia. Porozmawiali i wrócili do dormitorium.
- Chłopcy! - zawołała Hermiona.
- Tak? - zapytał Goyle.
- Przynieśliśmy obiad. - powiedziała uśmiechnięta.
- Super! Jesteś świetna Hermiona! - zawołał Crabe.
W ciszy zjedliśmy wszystko. Wraz Draco poszliśmy się przejść na szkolne błonia.
- Dobrze wam szło na zajęciach. - powiedziałam.
- To dzięki Tobie. - odpowiedział i objął ją delikatnie.
Usiedliśmy przy starym drzewie i przytuleni oglądaliśmy chmury.
- Będziesz dzisiaj spała u mnie w dormitorium?-
- Tak-
- To fajnie - powiedział i po chwili zasnął.
~ Jeszcze parę dni i rozpoczęcie roku.. Jak będą zachowywać się Harry, Ron i Ginny? Przecież oni się nienawidzą! A Blaise? Crabe i Goyle mnie polubili.. Pewnie ze względu na jedzenie..
Eh.. Z Blaisem będzie gorzej.. Ale może? Słyszałam od Pravati, że podoba mu się Ginny.. Może jak będziemy przebywać w 4 to może nie będzie się czepiać..
A tam oni jakoś przeżyją ze względu na Draco.. A Snape? Przecież to ojciec chrzestny.. Mało abym zapomniała! Przecież oni to ugadali! Snape z Draco! Ale Draco czasami zachowywał się dziwnie jakby chciał mi wywrzeszczeć prawdę a czasem tak jakby mógł skoczyć za mną w ogień.. Bardzo dziwne.. A Snape? Jakiś milszy.. A jak go przytuliłam? Jakby zastanawiał się czy mnie przytulić.. Czy nawrzeszczeć i odjąć punkty Gryffindorowi.. Musze odkryć co się za tym kryje.."
- Hej kochanie... - wymruczał Draco.
- Heej! Jak się spało księżniczko? - zaśmiałam się i dałam buziaka w policzek.
- Dobrze, tylko troche plecy mnie teraz bolą.. Która godzina? - zapytał.
- Chyba 18.00
- Idziemy coś zjeść?
- Jasne!
Poszliśmy do kuchni poprosiliśmy o jedzenie i poszliśmy do lochów.
Jak zwykle zawołaliśmy chłopaków na kolacje. Zjedliśmy ze smakiem.
- Zaraz przyjdę. Zabiorę tylko parę rzeczy z pokoju.
- Okej!
Szłam ok. 10 minut rozmyślając co zrobi Snape i McGonagall jak zobaczą mnie w łóżku Malfoya.
Weszłam do pokoju i zabrałam książkę którą pożyczyłam, bluzkę, spodenki, bluzę, i kilka innych rzeczy. Skierowałam się do pokoju wspólnego Ślizgonów. Po drodze zaszłam do Zgredka i poprosiłam o 4 kubki kakao.
Gdy byłam już blisko pokoju wspólnego usłyszałam ostrą wymianę zdań i ktoś wyszedł z pokoju uderzając we mnie parząc mnie i kalecząc . A tym kimś był...