- Panie Zabini, ma pan wyczyścić całe stanowisko pana Malfoy'a, Pottera i Weasley'a. Bez użycia magii. Rozumiesz?- powiedział Snape z tym swoim zadowoleniem, nigdy nie widziałam, żeby był zadowolony, z gnębienia Ślizgona. Ja miałam lepiej, musiałam przygotować eliksir Pieprzowy, do Skrzydła szpitalnego.
- Znasz przepis? Nie muszę tłumaczyć?- zapytał na mnie jak bym urodziła się wczoraj.
- Nie, profesorze. Potrafię go przygotować z zamkniętymi oczami.- powiedziałam i zabrałam się za warzenie. Mruknął coś nie zrozumiałego, gdy popatrzył na Zabiniego.
Co chwilę zerkałam na Blaise'a, który wyglądał jak jakiś seryjny morderca, był cały ubrudzony jakąś nieznaną mi substancją.
Na samą myśl o tych wybuchach, chciało mi się śmiać.
Powiem co się stało na lekcji ze Ślizgonami.
Malfoy, był rozdrażniony i co chwile, rzucał z Blaisem jakieś obrazy na Rona i Harry'ego, nie muszę mówić, że Snape odjął Gryffonom punkty, jakby dzięki wakacjom, mieliśmy ich za dużo.
Ron wkurzony, rzucił coś do kociołka i to spowodowało wybuch, kociołek Harry'ego przewrócił się i zawartość wymieszała się z jakimiś składnikiem, co wywołało następny wybuch oraz atak śmiechu Ślizgonów.
Malfoy jako jeden z najbardziej utalentowanych mieszkańców domu Salazara Slytherina, w przyrządzaniu eliksirów, zadziwił tym, że jego eliksir się nie nadawał. Zdenerwowany wylał zawartość swojego kociołka.
To była jedna z gorszych lekcji w ciągu 7 lat.
- Granger. Nie śmiej się jak idiotka.- warknął Snape. Widocznie nie był przyzwyczajony, że ktoś może się uśmiechać na szlabanie.
- Tak, jest.- zasalutowałam i uśmiechnęłam się niewinnie.
- Granger.- pokręcił tylko głową i usiadł przyglądając się, to mi, to Zabiniemu.
Po 15 minutach, mój towarzysz niedoli skończył. Wyczerpany, pożegnał się i poczłapał do wyjścia.
Po paru minutach ciszy, odezwał się profesor.
- Jak się trzymasz po zerwaniu z Draconem?- zapytał się.
- Eee... Jakoś się trzymam..- odpowiedziałam ze zdziwieniem.
- Co się dziwisz? Martwię się o osoby, które... Cierpią przez młodego Malfoy'a.- odpowiedział.
- Dużo było takich osób?-zapytałam zaciekawiona.
- Nie takich jak ty.- odpowiedział.
- Takich jak ja?- zapytałam, czym różnie się od byłych dziewczyn Draco? W sumie, nawet nie wiem z kim chodził.
- One były.. Na jedną noc, kiedy sobie to uświadomiły, raz było lepiej, raz gorzej.- powiedział lekko.
- Ee.. Aha..- wydukałam.
- Z kim idziesz na bal?, raczej Malfoy odpada. - zaśmiał się gorzko.
- Nie wiem, nie mam ochoty iść.- odpowiedziałam oschle. Nie podobała mi się ta rozmowa. Snape był jakiś miły.. Aż dziwne.
- Profesorze, skończyłam. Mogę już iść? - zapytałam z nadzieją w głosie, nie miałam ochoty z nim rozmawiać..
- Tak.- mruknął.
- Dobranoc, profesorze.
- Dobranoc. - odpowiedział.
Wyszłam z lochów. Wiele myśli kłębiło mi się w głowie. Czy Blaise był takim samym dupkiem, jak Malfoy? Nie.. To poprostu jego Ślizgońska natura. A Snape? Kto to wie co mu po głowie chodzi. Westchnęłam ostatni raz i zasnęłam w moim łóżku.
Powiem szczerze, ze dlugo czekałam na ten rozdział, I jest on jednak króciutki :/ nie mogę soebdoczekac następnego :)
OdpowiedzUsuńNie miałam weny :\ następny rozdział powinien być dłuższy:-)
Usuń